Podczas studiów w latach szkolnych wojen punickich między Rzymem a Kartaginą w III-II wieku pne, autor tych linii zwykle miał znacznie więcej sympatii ze stroną kartagińską. Być może dlatego, że przegrała, a może z powodu wybitnego Hannibala. W roli głównego antybohatera postrzegano rzymskiego polityka i mówcę Marka Portiusza Katona Starszego ze słynną frazą „Kartagina musi zostać zniszczona” (łac. Kartagina). Carthago delenda est). W wieku 12 lat niemal łzy płynęły, gdy czytali opisy o tym, jak okrutni Rzymianie zdobywają i niszczą niegdyś potężne i kwitnące miasto. I nawet wtedy symbolicznie zaorali bruzdy i zasiali je solą, aby to miejsce zawsze było pustynią.
Postrzeganie tych wydarzeń zmieniło się w wieku dorosłym, kiedy zdano sobie sprawę, że Kartagina miała cesarskie maniery nie gorsze od rzymskich i że w tych wojnach nie było „dobrych” facetów. A jeśli dodasz trochę wyobraźni i wyobrazisz sobie, że my, Ukraińcy, w miejscu Katona, a zamiast Kartaginy – Rosja, natychmiast chcesz zarejestrować petycję popierającą ideę, że Kartagina-Rosja powinna zostać zniszczona.
Wszelkie podobieństwa mają swoje ograniczenia i z pewnością prowadzą do uproszczeń. Sytuacja w duecie rosyjsko-ukraińskim jest oczywiście inna niż w Rzymie i Kartaginie ponad dwa tysiące lat temu. Konflikt między tymi ostatnimi był nieunikniony ze względu na ich pragnienie ekspansji politycznej i kulturalnej w basenie Morza Śródziemnego. Tylko jeden musiał zostać, a okazało się, że był to Rzym.
Z ukraińskiej perspektywy konflikt z Rosją nie powinien wydawać się nieunikniony, bo chcemy po prostu rozwijać własne państwo i nasze społeczeństwo tak, jak chcemy. A Rosja w ogóle nie powinna być w tym równaniu. Ale Rosjanie myślą inaczej – w duchu „albo my, albo oni”. Niepodległą i europejską Ukrainę postrzegają jako werdykt na własną wizję świata, w którym powinniśmy być kluczową częścią „rosyjskiego świata”. Tak więc, jeśli ich wola, los Kijowa i wielu innych miast będzie czekał, jeśli nie Kartagina, to przynajmniej Mariupol.
Trudno wyobrazić sobie adekwatne współistnienie Rosji z Ukrainą, skoro opisane powyżej podejście Rosjan do kwestii ukraińskiej od wielu stuleci zmienia formę, a nie treść. Dlaczego ten trend nagle miałby się zmienić? Z powodu odsunięcia Putina od władzy? Rosyjska historia uczy nas, że prędzej czy później jeden car/autokrata/dyktator z pewnością zostanie zastąpiony innym. I w pewnym momencie zaczyna jednoczyć „ikonicznie ruskie zemli”, aby chronić „rosyjskojęzycznych” i tak dalej. A społeczeństwo rosyjskie bynajmniej nie może (chce?) wpływać na taki bieg wydarzeń. Oczywiście są wyjątki. A „dobrzy Rosjanie” istnieją. Liczba ta jest znikoma, a wpływ na wewnętrzne procesy rosyjskie jeszcze mniejszy. W Sodomie byli też sprawiedliwi, ale to nie uratowało miasta.
Dlaczego nagle to błędne koło rosyjskiej historii miało zostać przerwane wraz ze śmiercią lub przynajmniej utratą władzy przez Putina, nie jest jasne. Nagle w Rosji wyłoniło się silne demokratyczne społeczeństwo obywatelskie? Nie. Główną alternatywą dla Putina jest dziś Aleksiej Nawalny – czy zdecydowanie demokrata, a nie imperialista? Na to nie wygląda (choć siedząc w więzieniu, zmienił retorykę „kanapkową” na stwierdzenie o konieczności oddania Ukrainie wszystkich okupowanych terytoriów, w tym Krymu). Czy „głęboki” naród rosyjski zmienił się i teraz szuka nie „silnej ręki”, „porządku” czy „wielkości”, ale reform i demokratyzacji? Sądząc po reakcjach Rosjan w sieciach społecznościowych na trafienie ich pocisków w ukraińskie budynki mieszkalne lub biorąc pod uwagę motywy i zachowanie rosyjskiego wojska – aniskilechka. Ostatnie pytanie brzmi: dlaczego więc Rosja przyszłości miałaby być inna, jeśli nie pragnieniem wielu ludzi spoza niej, aby wydarzyć się tak prosto?
Nawet wśród najbardziej lojalnych zachodnich sojuszników Ukrainy w tej wojnie o nasze przetrwanie trudno jest znaleźć tych, którzy poważnie rozważaliby możliwość przeformatowania obecnego państwa rosyjskiego. Timothy Snyder w jednym z wywiadów Powiedziany„Gdybym był Ukraińcem, szczerze mówiąc, nie mówiłbym o upadku Rosji. Nie sądzę też, że Amerykanie powinni o tym mówić” – mówią, los przyszłej Rosji powinien zależeć od samych Rosjan.
Z różnych powodów podobny punkt widzenia wyraża wielu innych polityków, intelektualistów, ekspertów. Jedni boją się rosyjskiej broni jądrowej, inni nie wierzą w tak zdecydowany sukces Sił Zbrojnych Ukrainy na polu bitwy, ktoś inny uparcie próbuje znaleźć „inną” Rosję i „innych” Rosjan, by zobaczyć w tym coś europejskiego. Ale główny i wspólny powód dla wszystkich, jak się wydaje, jest jeden – niemożność wyobrażenia sobie tak fundamentalnej zmiany w krajobrazie politycznym i gospodarczym.
Oczywiście nie mówimy o inwazji na terytorium Rosji – od samego początku jest to przedsięwzięcie bez sensu. Mówimy o gotowości na sytuację, w której pod presją zewnętrznych niepowodzeń i wewnętrznych pęknięć Federacja Rosyjska może podzielić los ZSRR – Art.Rozkład rimmy. W pewnym momencie Stany Zjednoczone i Zachód jako całość starały się zachować imperium sowieckie do końca i nie były gotowe na jego upadek. A potem, ulegając własnym złudzeniom „końca historii” i krótkiej demokratyzacji Rosji na początku lat 90., do 24 lutego 2022 r., Prawie wszystkie oznaki, że Rosja nie zmierza w kierunku demokracji i praw człowieka, zostały zignorowane. Aby nie powtórzyć błędów sprzed trzydziestu lat, na początek warto zrobić pierwszy, najtrudniejszy krok – wyobrazić sobie, że upadek Rosji może stać się rzeczywistością. A potem – mieć plan działania na taki przypadek.
Historia rozpadu ZSRR jest znamienna w jednym aspekcie. Nie chcieli tego wszyscy kluczowi gracze geopolityczni. Unia była, nawet w chwili śmierci, państwem z kolosalnym arsenałem nuklearnym i ogromną armią (jednak bez dyktatora na czele, żyjącą w równoległej rzeczywistości). I mimo wszystko ZSRR zniknął z mapy świata pod presją procesów historycznych, politycznych, narodowych i gospodarczych.
Czy są jakieś warunki wstępne dla takiego rozwoju wydarzeń we współczesnej Rosji? Władza Putina może wydawać się silna, a tendencje odśrodkowe minimalne i ledwo zauważalne. Ale upadek więcej niż jednego imperium był nagły, nawet w historii Rosji. Po fakcie możesz mówić tyle, ile chcesz o logice rewolucji lutowej 1917 roku lub upadku ZSRR w 1991 roku. Ale dla współczesnych tamtych wydarzeń wszystko to było często kompletnym zaskoczeniem. W dzisiejszej Rosji mamy do czynienia z ogromną nierównością ekonomiczną między regionami, Moskwa polega na lokalnych elitach – np. w Czeczenii – które będą lojalne tylko tak długo, jak długo będzie hojne finansowanie ze stolicy. Chociaż istnieją szczątkowe, ale narodowe ruchy. W sprzyjających okolicznościach mogą szybko nabrać rozpędu. Niezależnie od tego, który z tych lub innych czynników może odgrywać kluczową rolę, nie wydaje się być niezniszczalnym kolosem Federacji Rosyjskiej.
Fikcja jest po prostu fikcją. Czasami jednak jego autorom udaje się być dokładniejszymi w swoich przewidywaniach i hipotezach niż wyspecjalizowani eksperci. W najnowszej książce ukraińskiego pisarza Maxa Kidruka „Kolonia” wydarzenia rozgrywają się w połowie XXII wieku. Rosja (teraz będzie spoiler) w świecie tej powieści science fiction od ponad wieku, oddzielając erę książki od naszej, przeszła przez szereg dyktatur, z których jedna istnieje w czasie wydarzeń „Kolonii”, a nawet straciła wiele terytoriów – Ałtaj, Baszkirię, Tatarstan. Ale zachowawszy swoje podstawowe i kolosalne zasoby naturalne, to Rosja w tej wersji przyszłości pozostaje niemal głównym inicjatorem pokoju, starając się po raz kolejny „wstać z kolan”. A najbardziej pożądanym kawałkiem ciasta dla niej jest oczywiście Ukraina.
To tylko książka o sztuce. Ale o wiele więcej wiary w taki scenariusz niż w opowieść o „innej”, demokratycznej Rosji gdzieś i raz po Putinie. Gdyby eksperci częściej czytali starożytną klasykę, być może udałoby się uniknąć wielu problemów, w tym obecnego.