Pod koniec ubiegłego tygodnia ukraińskie media rozpowszechniły informację o kolejnych zmianach personalnych w Gabinecie Ministrów, które później potwierdziły się na szczeblu oficjalnym. Rząd Denysa Shmyhala opuściło trzech ministrów, czyli w rzeczywistości dwóch, ponieważ Mychajło Fiodorow natychmiast powrócił, tylko z rozszerzonymi uprawnieniami.
Tak więc w poniedziałek Rada Najwyższa zdymisjonowała dwóch ministrów, z których jeden przeszedł prawie niezauważony przez ogół społeczeństwa, ale duża liczba troskliwych Ukraińców czekała na dymisję drugiego. Mówimy oczywiście o ministrze edukacji i nauki Serhiju Szkarlecie, który, jakby czując to napięcie w społeczeństwie, nawet napisał swoje nazwisko w liście rezygnacyjnym z błędem. Można powiedzieć, że było to piękne i logiczne zakończenie ministerialnej ścieżki postaci, która doszła do urzędu z ciągiem oskarżeń o plagiat.
Ale teraz nie chodzi o Scarlet. I nawet nie o jego następcy, dyrektorze Narodowego Centrum „Mała Akademia Nauk” Oxen Lisovy, który jest teraz żołnierzem 95. oddzielnej brygady szturmowej. I o reakcji społeczeństwa na jego nominację, która odbyła się we wtorek. Reakcja, nawiasem mówiąc, była prawie w 100% entuzjastyczna i pozytywna, aż do komplementów takich jak „najlepszy szef Ministerstwa Edukacji w historii Ukrainy”.
Z jednej strony Ukraińców można zrozumieć. Po skarletyzacji edukacji narodowej każdy minister o poglądach innych niż stanowisko niesławnego Dmitrija Tabachnika zostanie uznany za dobrą opcję. Zwłaszcza jeśli osoba przyszła na krzesło członka gabinetu z przodu. Ponadto Lesnoy ma produktywną pracę w Małej Akademii Nauk. Jednym słowem, Ukraińcy jeszcze przed mianowaniem pana Oxena na szefa Ministerstwa Edukacji i Nauki, śpiewali mu pochwały i przygotowali się czekać na cud w postaci naprawienia wszystkich błędów jego poprzednika, począwszy od niezbyt wyraźnego odrzucenia obowiązkowego multitestu (który zastąpił EIT po raz drugi) z historii Ukrainy.
Z drugiej strony, w całej tej historii (zarówno ze zmianą ministra edukacji, jak i ogólnie z kwestiami personalnymi na szczycie ukraińskiej pionu władzy) jest aspekt, który ukraińskie społeczeństwo, jeśli uzna, jest czysto negatywne. Chociaż w innych, znacznie bardziej rozwiniętych krajach Europy, jest to całkowicie naturalny i dość skuteczny mechanizm. Mówimy o politycznej, a w przypadku koalicji – parytetowej, zasadzie powoływania ludzi na stanowiska ministerialne.
Ukraińcy cieszą się z powołania profesjonalisty na stanowisko ministra edukacji, zapominając o prostej prawdzie politycznej, na której, ściśle mówiąc, opiera się cała struktura kraju parlamentarnego lub parlamentarno-prezydenckiego. Ministrowie to stanowiska polityczne. I pełnią głównie polityczne przywództwo w swoim dziale. Profesjonaliści w każdym ministerstwie zaczynają od stanowiska sekretarza stanu. I jest to całkiem logiczne, ponieważ partia, która wygrała wybory, stworzyła koalicję lub samodzielnie zdobyła większość w parlamencie, uzyskuje dźwignię do realizacji swojego programu politycznego, z którym poszła do urn. A w powyborczych rozmowach koalicyjnych nie chodzi o osoby, ale o podział ministerstw i departamentów między koalicjantów. I dopiero wtedy każda z partii koalicyjnych, otrzymawszy własny obszar pracy, określa we własnych szeregach kandydatów na określone stanowiska.
I nie myśl, że jakość pracy cierpi z tego powodu. Przynajmniej w tym formacie znikają problemy z brakami kadrowymi. Przypomnijmy sobie zeszłoroczną sytuację ze zmianą szefa niemieckiego Ministerstwa Obrony. Już następnego dnia ogłoszono następcę Christine Lambrecht (a może tak samo, ale z szacunku dla byłej minister zatrzymali się na 24 godziny). Ponadto należy pamiętać, że Boris Pistorius nie miał bezpośredniego związku ze sprawami wojskowymi. Przez ostatnie dziesięć lat pełnił funkcję ministra sportu i spraw wewnętrznych kraju związkowego Dolna Saksonia. Ale pod jego rządami sytuacja z dostawami broni w Ukrainę dramatycznie się poprawiła i przyspieszyła. Stało się tak dlatego, że taka była wówczas pozycja polityczna jego partii – głównego komponentu koalicyjnego – z kanclerzem federalnym Olafem Scholzem. A Pistorius, stojący na czele resortu obrony, zaczął wprowadzać te zmiany w stanowisku SPD. Zaangażowanie w polityczny komponent procesu, a nie profesjonalny i techniczny.
Bo taki jest właśnie naturalny system polityczny w państwach parlamentarnych. I niekoniecznie nawet w republikach – Wielka Brytania nadal jest monarchią, ale dość skutecznie rządzą nią siły polityczne, które choć nie bez błędów, jak w przypadku Liz Trass, przezwyciężają kryzysy polityczne. W krajach takich jak Ukraina (nie mówiąc już o Rosji z jej niekończącym się pionem władzy, który w ciągu 20 lat zamienił się w jedną osobę), każda zmiana premiera w połowie kadencji kolejnego zwołania parlamentu zamienia się w kryzys polityczny – pamiętajmy o dymisjach Jaceniuka i Honczaruka. W Wielkiej Brytanii za kilka miesięcySzef rządu odwiedziło trzech premierów – i to nie zmieniło niczego poważnie w działaniach władz.
Bo w tych krajach przeważa podstawowa zasada – odpowiedzialność polityczna. Co oznacza nie tylko pełnię władzy, nie tylko możliwość wykorzystania pewnych osiągnięć w kolejnych wyborach – ale także konieczność odpowiedzialności za porażki i błędne kalkulacje. SPD zapłaci też odsetki w następnych wyborach do Bundestagu za nieudaną pracę Lambrechta. Przeciwnicy polityczni nie zapomną przypomnieć, że to dzięki przedstawicielowi socjaldemokratów Ukraina zaczęła otrzymywać potrzebną broń znacznie później, niż mogła.
Dlatego z jednej strony sukces lub porażka ministerstwa jest wyraźnie związana z konkretną siłą polityczną. Z drugiej strony profesjonaliści pracują na tych stanowiskach, na których będą najbardziej przydatni.
w Ukrainie sytuacja jest daleka od brytyjskiej czy niemieckiej. Po pierwsze, praktycznie nie mamy prawdziwych partii politycznych (z wyjątkiem kilku marginalnych struktur, które nie wykraczały poza błąd statystyczny w żadnych wyborach). Maksimum, do czego zdolni są ukraińscy politycy, to projekty przywódcze o mniej lub bardziej zdefiniowanym komponencie ideologicznym. Ale ten komponent nie jest obecny we wszystkich takich projektach. Tak zwane partie władzy to na ogół zestaw postaci, często nie politycznych, ale typu biznesowego, którzy udają się do Rady Najwyższej przede wszystkim po to, by zaspokoić własne potrzeby i nie rozumieją, czym jest siła polityczna, pod której znakiem znaleźli się na stołecznej ulicy Hruszewskiego.
Uderzającym przykładem takiej „partii”, która jest tylko bandą różnych, często przypadkowych ludzi, jest obecna partia władzy „Sługa Narodu”. Jednak poprzednia, BPP, również nie jest daleka od klasycznej ukraińskiej definicji partii władzy. Po porażce w wyborach i oczyszczeniu uległa ona niemu przekształceniu, stając się projektem partyjnym (w którym rola de facto właściciela partii Petra Poroszenki jest nadal kluczowa) z potężnym komponentem ideologicznym. Niewykluczone, że podobną transformację przejdzie Sługa Narodu po kolejnych wyborach, choć bardziej prawdopodobne jest, że „CH” zniknie z politycznej mapy Ukrainy jeszcze przed wyborami i pojawieniem się w jej miejsce nowej partii pod portretem urzędującego prezydenta.
Jakkolwiek dziwnie to może zabrzmieć, być może jedyną partią władzy, która była mniej lub bardziej integralnym organizmem, była Partia Regionów. Ale taka niesamowita sytuacja wynika przede wszystkim z potężnego wpływu zewnętrznego. Partia Regionów promowała rosyjską narrację – i w zasadzie, jeśli mówimy nie o deklaratywnym, ale o realnym programie tej siły politycznej, to był on realizowany za rządów Wiktora Janukowycza i rządów Mykoły Azarowa.
Brak partii jako takich oznacza właśnie niedobór personelu, nad którym ubolewał niedawno minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba. Skąd bowiem pochodzą kandydaci na ambasadorów lub ministrów w partii, która de facto kończy się listą wyborczą do Rady Najwyższej? Okazuje się więc, że kandydatów trzeba szukać gdzie indziej. Zgodnie z zapowiedziami na stronie Kułeby w Na Facebooku lub z przodu.
Ale jednocześnie ani społeczeństwo, ani, jak się wydaje, same władze nie rozumieją, co stanie się dalej po mianowaniu jednego lub drugiego kandydata. Pamiętaj na przykład o 26 dniach na czele Ministerstwa Zdrowia Ilya Yemets. Albo rok jego następcy Maksyma Stiepanowa. Oczywiście, można przewidzieć, jaki będzie minister Lisovy, na podstawie jego działalności zawodowej lub służby w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Ale – nie stoi za tym ani jedna siła polityczna. Jego stanowisko polityczne jest w dużej mierze niejasne. A w jakim kierunku pójdzie ministerstwo pod jego kierownictwem, również nie jest jeszcze jasne.
Nawiasem mówiąc, nie należy myśleć, że udział w wojnie jest pewnym wskaźnikiem pewnych poglądów politycznych. Przypomnijmy wywiad jednego ze słynnych bohaterów Azowstali, Michaiła Dianowa, który po zwolnieniu z niewoli powiedział, że nie widzi sensu w przystąpieniu Ukrainy do NATO. Oczywiście Dianow nie jest politykiem i może nigdy nim nie być. Ale gdzie są gwarancje, że ten sam Lesnoj w pewnym momencie nie zawróci z drogi, na której ukraińskie społeczeństwo go teraz widzi i zafascynowane?
W Wielkiej Brytanii czy Niemczech w każdym rozwiniętym kraju europejskim istnieje wyraźne zabezpieczenie – pozycja partii, do której należy dany polityk. Lisowyj nie reprezentuje żadnej z ukraińskich partii. To po prostu osobna postać, która przypadkiem stała tu i teraz na czele Ministerstwa. Nawet obecna monokoalizacja nie jest za niego odpowiedzialna, ponieważ nie jest jej przedstawicielem. Jest po prostu „człowiekiem z politycznej ulicy”, a „słudzy ludu” zawsze mogą powiedzieć, że nie mieli na niego wpływu.
Taki hipotetyczny rozwój wydarzeń jak udział Lesnoja w kolejnych wyborach w ramach jakiejś partii opozycyjnej – np. „YeS” czy „Holos” – doda tej opowieści szczególnej pikanterii. Kto zatem będzie odpowiedzialny za sukcesy i błędne kalkulacje ministra? Ci, którzy znaleźli go poza własną strukturą polityczną i mianowali na urząd? Albo tych, którzy namówili go do wejścia na listę wyborczą?
Ukraińcy cieszą się z następcy Szkralta – i nawet nie podejrzewają, że Ukraina nie potrzebuje żołnierza 95. brygady (lub dyrektora Narodowego Centrum „Mała Akademia Nauk”) Oxen Lisovy na czele Ministerstwa Edukacji i Nauki, ale przedstawiciela konkretnej partii politycznej Oxen Lisovy. Konkretna partia polityczna z określonym programem politycznym. Żeby było jasne, kto i co dokładnie, jaka struktura rządzi rządem i krajem, od kogo można prosić o porażki i komu można oddać władzę w następnych wyborach. Aby droga rozwoju kraju została określona w wyborach, ministrowie i ambasadorowie nie są poszukiwani gdzie indziej, ale wychowywani w strukturach partyjnych – a najlepiej na stanowiskach w regionach (nawet jeśli nie jesteśmy republiką federalną, jak Niemcy, ale unitarną).
Tylko wtedy będzie można mieć nadzieję nie na przypadkowe uderzenie palca Bankowej w cel, ale na systematyczną pracę nad rozwojem Ukrainy i jej europejską integracją. Jednak na początek Ukraina musi przejść przez sytuację, w której partia władzy w niecały czas swojej kadencji parlamentu kilkakrotnie dramatycznie zmienia swoje fundamenty – ideologię polityczną, chwiejąc się od europejskich liberałów do komunistycznych Chin. I dopiero wtedy zaczynają budować pełnoprawne struktury polityczne, które nie zależą od przywódców partyjnych, ani od bycia u władzy lub opozycji. Struktury, które nie rozpoczną się ani nie zakończą wyborami.