Rok 2022 był dla wielu Ukraińców punktem zwrotnym. Pociski przelatywały nad naszymi głowami, pociski niszczyły domy i całe miasta, a strach osiadł w oczach bliskich – o nas samych, bliskich, kraj i przyszłość. Ukraińcy uratowali swoje życie przed przemocą i śmiercią. Podczas gdy mężczyźni bronili się masowo, ukraińskie kobiety i dzieci szukały schronienia w bezpiecznych miejscach. Jeździli głównie na zachód kraju lub za granicę.
Wraz z początkiem inwazji na pełną skalę Lwów masowo przyjmował imigrantów. Centrum „Kobiece Perspektywy” jest jedną z organizacji, która kompleksowo pomaga osobom wewnętrznie przesiedlonym: zapewnia im zakwaterowanie, pomoc psychologiczną i prawną, pomaga w znalezieniu pracy. Dzięki Women’s Perspectives około 400 kobiet i dzieci z różnymi losami, traumami i marzeniami znalazło tymczasowy dom.
Jedną z tych kobiet była Ludmiła Wietoszko. Ona i jej rodzina uciekli z prawdziwego piekła w Wołnowach, zakochali się we Lwowie i teraz kierują jednym ze schronisk „Kobiecych Perspektyw”, pomagając kobietom, które uciekły przed wojną, przystosować się do nowego życia.
„Moja córka zapytała, czy zamierzamy je uratować”
„Do ostatniej chwili nie wierzyliśmy, że dojdzie do wojny na pełną skalę. Zbierałem dokumenty 24 lutego, kiedy były już wybuchy. W nocy nosiłam rzeczy w samochodzie, żeby mój mąż o tym nie wiedział, bo był temu przeciwny, nie chciał jechać. Wyjechaliśmy tylko dzięki naszej najstarszej córce. Każdy, kto miał samochód, już opuścił naszą ulicę. Nasza córka przyszła i zapytała: „Uratujesz nas, czy nie?” – wspomina pierwsze dni wojny Ludmiła Wietoszko.
Ludmiła Wetoszko urodziła się i wychowała w Wołnowachie, mieście między Mariupolem a Donieckiem. Kobieta wraz z mężem wychowała tu dwie córki w wieku 16 i 12 lat i snuła plany na przyszłość. I dwa razy spotkałem tutaj początek wojny. W 2014 roku Ludmiła i jej córki uciekły przed wojną do krewnych w Kijowie, a następnie wróciły do Wołnowachy. 24 lutego 2022 roku rodzina Ludmiły obudziła się ponownie po eksplozjach.
Przez pierwsze trzy dni inwazji na pełną skalę rodzina Ludmiły ukrywała się w piwnicy. Podczas jednego z przyjazdów w letnią kuchnię uderzył pocisk, który na szczęście nie wybuchł. Rodzina znajdowała się w tym czasie w piwnicy pod tym budynkiem. W sumie dziewięć pocisków dotarło na dziedziniec ich domu i żaden nie eksplodował.
„W pewnym momencie wszyscy razem podjęliśmy decyzję, aby wprowadzić się do domu, a jeśli zostaniemy zabici, od razu będzie lepiej. Zrozumienie, że zaśniesz jak w grobie i musisz umrzeć, jest najgorsze. Zrobiliśmy barykadę w korytarzu i położyliśmy się pod materacami – mówi Ludmiła Wietoszko.
Ludmiła Wietoszko (fot. Oksana Seyfulina dla „Women’s Perspectives”)
Wołnowacha była jednym z miejsc, w których toczyły się ciężkie walki w regionie Doniecka. Ciągle słychać było tam wybuchy, były znaczne zniszczenia. Rodzina Ludmiły Wietoszko opuściła miasto rankiem 27 lutego.
„Wyszliśmy rano i mieliśmy czas na nalot. Mieliśmy już walki w mieście, wybuchy. Ale tego ranka było cicho. Mamy tylko jedno wyjście z miasta przez most. Podjeżdżam do żołnierzy, płaczę i pytam, co robić. Jeden z żołnierzy pokazuje rękę w kierunku i mówi: „Nie idź tam, zostaniesz tam zastrzelony. Tylko przez wioski i pola, przez Vuhledar możesz jeszcze odejść.”
Jestem w histerii, nie mogę powstrzymać łez i mówię mu: „Chłopcy, dbajcie o siebie, proszę”. A ten żołnierz mówi mi: „Spotkamy się, na pewno. Tam spotkamy wszystkich (a on podniósł oczy do nieba)” – wspomina Ludmiła Wietoszko i dodaje: „Pamiętam dwie twarze wojska, to byli bardzo młodzi faceci. Wiedzieli, że umrą. Wołnowacha, podobnie jak Mariupol, trzymali swój czas”.
Ucieczka przed wojną
27 lutego Ludmiła Vetoshko i jej rodzina przybyli do Pokrowa, aby odwiedzić krewnych. Wspomina, że miała tylko jedno pragnienie: odejść jak najdalej od wojny. Ludmiła nie chciała wyjeżdżać za granicę, dla siebie postanowiła zostać w Ukrainie, ale w bezpiecznym miejscu.
Potem przypomniała sobie Martę Chumalo, współzałożycielkę organizacji „Women’s Perspectives”, z którą znała się wcześniej, ponieważ Ludmiła kierowała również organizacją publiczną. Wspomina, że Marta Chumalo natychmiast kazała im jechać do Lwowa.
W tym czasie organizacja nie miała wyposażonych schronisk dla przesiedleńców, a przez cztery miesiące, do lipca 2022 r., Rodzina Ludmiły Wietoszko mieszkała w biurze „Perspektyw Kobiet”, organizacji publicznej, która wspiera kobiety, które doświadczyły przemocy, zapewnia pomoc prawną i psychologiczną.
Rodzina Ludmiły Vetoshko była jedną z pierwszych rodzin, które schroniły „Kobiece pióra”widowiska”. W ciągu dwóch tygodni we Lwowie Ludmiła i jej mąż poszli do pracy na kolei. W tym czasie kobieta pracowała niestrudzenie i nie dała sobie możliwości przeżycia emocji, przez które przeszła.
„Powiedziano mi: „Jesteś teraz silny, ale za sześć miesięcy możesz być bardzo zakryty”. Od końca jesieni zacząłem mieć ataki paniki, wcześniej się trzymałem. Być może z powodu chwili, w której nic mi nie zostało” – zastanawia się migrant.
Teraz całe życie ich czteroosobowej rodziny zmieściło się w samochodzie, który kupili przed inwazją na pełną skalę, wydając swoje oszczędności. Kobieta przyznaje, że nawet nie wyciągają niektórych rzeczy z samochodu, ponieważ wynajmowane mieszkanie jest bardzo zatłoczone. W Volnovakha opuścili własny dom i mieszkanie, przed rozpoczęciem wojny w 2014 roku rodzina kupiła również mieszkanie w Doniecku, planowała naprawy, ale nie mogła tam zbudować życia.
„Nazywam je bohaterkami”
Teraz Ludmiła Wetoszko pracuje jako administrator w jednym ze schronów „Kobiecych perspektyw” i pomaga innym kobietom, które uciekły przed wojną do Lwowa, w adaptacji. Schronisko to znajduje się w samym centrum Lwowa na placu Soborny. Na drugim piętrze budynku naprzeciwko pomnika króla Danyło Halickiego znajdował się kiedyś hostel, obecnie pomieszczenia są wynajmowane na schronienie 15 osób.
Kiedyś ci ludzie mieli własne mieszkanie lub dom, plany na przyszłość, a teraz wszyscy stali się sąsiadami, których łączy wspólny smutek. Dzielą życie i mieszkają we wspólnych pokojach. Najmłodszy mieszkaniec schroniska ma zaledwie cztery lata. To jest Igorchik, on i jego matka i babcia są dwukrotnie osiedleni, ponieważ dwukrotnie uciekli przed wojną. Najpierw z Ługańska, a potem z Kramatorska.
Schronisko jest domem dla osób w każdym wieku, od 20-letnich studentek po emerytki. Mają zapewnioną wolną przestrzeń do życia, wspólną kuchnię, łazienkę i wszystkie niezbędne podstawowe rzeczy. Wszyscy mieszkańcy mają możliwość udania się do psychologa, w razie potrzeby otrzymują pomoc prawną.
W tym schronisku niektórzy ludzie już znaleźli pracę i aktywnie angażują się w wolontariat. W ten sposób chcą podziękować żołnierzom i organizacji, dzięki której mają dach nad głową. Kobiety tkają siatki maskujące, zbierają puszki na świece okopowe, pakują zestawy humanitarne i zajmują się dziećmi.
Ludmiła Vetoshko doskonale rozumie ludzi, którzy stracili domy z powodu wojny, nazywa mieszkańców schroniska bohaterkami i entuzjastycznie opowiada o sukcesie swoich dziewcząt. „Traktujemy się nawzajem jak rodzinę. Niech to będzie tymczasowe, ale rodzinne – powiedziała Ludmiła mieszkańcom schroniska.
Kobiety starają się wspierać w tym trudnym czasie, wspólnie świętować urodziny, jeździć na wycieczki i występy, chodzić po Lwowie i dziękować za to, że pozostaliście przy życiu.
„Kiedy mówią, że straciliśmy wszystko, odpowiadam: bądźmy pozytywni. Wszystko jest wtedy, gdy stracili życie. Straciliśmy materiał, ale nadal mamy duchowość” – mówi Ludmiła z uśmiechem.
„Ważne jest, aby utrzymać ludzi na nogach”
Od pierwszych dni inwazji na pełną skalę ludzie masowo podróżowali na zachodnią Ukrainę i za granicę, uciekając przed wojną, wybuchami i groźbą śmierci, ponieważ ludność cywilna od samego początku była celem okupantów. Rosyjskie wojsko ostrzeliwało dzielnice mieszkalne, otwierało ogień na przystankach komunikacji miejskiej, kolejkach po chleb, kolumnach ewakuacyjnych… Ludzie zebrali swoje życie w plecaku lub kilku walizkach i odjechali.
Lwów zaczął przyjmować migrantów od pierwszych dni inwazji na pełną skalę, ludzie zostali umieszczeni w szkołach, sanatoriach, hotelach, obywatele zgłosili się na ochotnika, aby osiedlić migrantów w swoich domach za darmo. Wraz z początkiem inwazji „kobiece perspektywy” zaczęły szukać lokali i wyposażać schronienia do przesiedlenia.
„Był przypadek, kiedy przyszliśmy wynająć pokój na ulicy. Zielony. Kiedyś było przedszkole, potem sklep. Kiedy tam dotarliśmy, spotkaliśmy się z właścicielami i powiedzieliśmy nam, że chcemy zrobić schronienie, zapewniono nam lokal za darmo. I od około roku go używamy. Taka solidarność robi ogromne wrażenie – mówi Marta Chumalo, współzałożycielka Women’s Perspectives i psycholog.
Women’s Perspectives ma obecnie siedem schronisk dla przesiedleńców. Marta Chumalo mówi, że starają się nie osiedlać więcej niż czterech osób w jednym pokoju, ponieważ rozumieją, jak ważne jest, aby każda osoba miała własną przestrzeń i strefę prywatności.
„Każda rezydentka ma możliwość uczestniczenia w spotkaniach psychoterapeutycznych, może też skorzystać z porad doradców zawodowych, dostępu do baz aktualnych wolnych miejsc. Mamy zintegrowane podejście. Staramy się, aby to traumatyczne doświadczenie nie cofnęło ich do tak dziecinnej pozycji, kiedy osoba zwija się w kłębek i musi być podawana, karmiona trzy razy dziennie. Pomagamy z produktami, jeśli jest taka potrzeba, ale nie dajemy gotowego jedzenia. Ludzie mająPoruszają się, podejmują decyzje w swoim życiu, musi być dynamika. Bardzo ważne jest, aby ludzie stanęli na nogi – mówi Marta Chumalo.
Schroniska są domem dla ludzi w każdym wieku, z różnymi losami, urazami i możliwościami. Jeśli dana osoba ma możliwość pracy, organizacja bardzo temu sprzyja.
W pierwszych miesiącach wojny w pobliżu stacji działał tymczasowy schron dla „Kobiecych Perspektyw”, do którego przyjęto kilka tysięcy osób, które przebywały tam przez kilka dni. Kolejne 400 dorosłych i dzieci znalazło schronienie dzięki organizacji na dłuższy okres czasu. Marta Chumalo zauważa, że istnieje dobra dynamika zatrudnienia osób wewnętrznie przesiedlonych, ponieważ około 50 mieszkańców znalazło pracę i zaczęło wynajmować mieszkania. W sumie w schroniskach organizacji może mieszkać jednocześnie około 150 dorosłych i dzieci.
Mówiąc o przesiedleniach, Marta Chumalo zauważa, że istnieje złożona trauma, to znaczy często nie chodzi o jeden uraz, ale o kilka różnych, które się nakładają. Ludzie widzieli wybuchy, tortury, słyszeli krzyki ludzi, którzy padli ofiarą przemocy, na ich oczach ktoś mógł umrzeć, albo widzieli zwłoki ludzi.
„Kompleksowa traumatyzacja wymaga innego podejścia do opieki, więc zdecydowanie mamy terapię skoncentrowaną na traumie, która pomaga ludziom zintegrować traumatyczne doświadczenia, które mieli” – mówi Marta Chumalo.
Według psychologa najważniejszą rzeczą, jaką można przekazać osobie, która ma traumatyczne przeżycia związane z wojną, jest poczucie bezpieczeństwa.
„Kiedy dana osoba rozumie, że środowisko jest bezpieczne, że nikt nie jej, czego doświadczyła, nie jest zabierana na policję, aby zeznawać, ale po prostu oferuje bezpieczeństwo i wsparcie, wtedy jej psychika jest dość elastyczna. Dajemy sobie dobrą radę, jeśli mamy bezpieczeństwo, pokój i wsparcie. Ale jeśli nie udzielamy sobie porad (występują problemy ze snem, wysoki poziom lęku lub inne obrażenia), ważne jest, aby zrozumieć, że możesz poprosić o pomoc. Pójście do psychologa dotyczy pozycji dorosłego, nie powinieneś się tego wstydzić. Osoba potrzebuje pomocy i jej szuka. To budzi szacunek dla takich kroków – mówi Marta Chumalo.
w Ukrainie istnieją różne projekty wsparcia psychologicznego, w szczególności możesz skontaktować się z infolinią Narodowego Towarzystwa Psychologicznego (0-800-100-102), jeśli doświadczyłeś przemocy domowej, możesz również zadzwonić na gorącą linię organizacji pozarządowej „La Strada-Ukraina” (0 800 500 335 lub 116 123) .