Około tygodnia temu dzienna liczba strat armii rosyjskiej nie w teatrze działań „specjalnej operacji wojskowej” zaczęła rosnąć. Dwukrotnie, 6 i 10 lutego, Ukraińskie Siły Obronne zniszczyły ponad tysiąc okupantów. Pojawiło się naturalne pytanie – gdzie i co się stało, co jest tego przyczyną?
Odpowiedź na pierwsze dwa pytania pojawiła się w ciągu kilku dni, zarówno z różnych źródeł, zarówno ukraińskich, jak i rosyjskich, w szczególności mówił o tym znany antagonista Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej Igor Girkin (Striełkow). Jednostki rosyjskie poniosły druzgocącą klęskę pod Vuhledar. Ta operacja, która została już nazwana „katastrofą Vuhledar” w Rosji, będzie nadal szczegółowo analizowana i oceniana przez historyków wojskowości przyszłości, ale odnotujemy tylko fakt udanej kontrakcji wojsk ukraińskich, które faktycznie zniszczyły w tym kierunku całą 155. oddzielną brygadę rosyjskich marines, przeniesioną do regionu Doniecka z Dalekiego Wschodu. Tak to się dzieje – zamiast bronić dawno skradzionych (część Wysp Kurylskich, które w rzeczywistości są Północnymi Terytoriami Japonii), ciągnęli po nowe i płacili.
Ale teraz nie mówimy o międzykontynentalnej podróży na koncert w Kobzonie, jak ironicznie nazywają likwidację okupantów w ukraińskiej przestrzeni informacyjnej. Inną ważną rzeczą w tej sytuacji jest to, że tak duże straty wojsk rosyjskich pod Vuhledar są nie tylko spowodowane działaniami samych Rosjan, a raczej dowództwa wojskowego sił okupacyjnych.
Z dostępnych w tym czasie informacji możemy wywnioskować, że jednostki armii rosyjskiej w kierunku Vuhledar po prostu zostały zaatakowane przez Siły Obronne Ukrainy, stając się faktycznie żywymi celami na tej gigantycznej naturalnej strzelnicy. Ten sam Girkin twierdzi, że Ukraińcy w „katastrofie Vuhledar” nie ponieśli żadnych strat. Wiara w Girkin za słowo, złowroga rzecz, nie jest tego warta, ale możesz spróbować obliczyć stosunek możliwych strat.
W styczniu, według danych Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy, zginęło około 22 tys. rosyjskich żołnierzy. To około 700 dziennie. Rosyjskie Ministerstwo Obrony twierdzi, że straty Sił Obronnych Ukrainy w styczniu wynoszą ponad 6500 – czyli około 200 dziennie. To jest, jeśli wierzyć Rosjanom. W rzeczywistości, biorąc pod uwagę, jak Kreml lubi wyolbrzymiać niepowodzenia innych ludzi (i bagatelizować własne), straty ukraińskiej armii prawdopodobnie wynoszą nie więcej niż 50-70 ofiar dziennie. Widzimy więc stosunek około 1:10. Nawiasem mówiąc, w połowie stycznia Aleksiej Reznikow powiedział o tym samym.
W lutym wzrosła liczba zabitych Rosjan – i wynosi już ponad 800 „dwóch setnych” dziennie. Jeśli weźmiemy pod uwagę dogodne pozycje wojsk ukraińskich w rejonie Vuhledar, jak stwierdził ten sam Girkin (który nie ma powodu, by chwalić wroga), stosunek strat armii ukraińskiej i rosyjskiej może wynieść naprawdę katastrofalne wskaźniki, gdzie 1:20 nadal będzie wyglądał na bardzo dobry wynik dla agresora. Rzeczywiście, Rosjanie są rzadkim przypadkiem, ale faktem jest, że mówią czystą prawdę, nazywając próbę ataku na to małe miasteczko w Donbasie „katastrofą Vuhledar”. Nawet dla nich, dla ich metod prowadzenia wojny, takie straty są czymś przekraczającym ich granice. Więc jaki jest tego powód?
Aby to zrobić, wrócimy do początku 2023 roku i pamiętamy, że 11 stycznia minister obrony Federacji Rosyjskiej Siergiej Szojgu mianował szefa Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, generała armii Walerija Gierasimowa, dowódcę kontyngentu okupacyjnego armii rosyjskiej w Ukrainie. Ten sam Gierasimow, który według źródeł opracował lub przynajmniej kierował opracowaniem planu inwazji w Ukrainę na pełną skalę, rozpoczął się 24 lutego ubiegłego roku.
Przypomnijmy sobie te burzliwe wydarzenia. Jedną z charakterystycznych cech bitew lutowo-marcowych było zniszczenie dużej liczby rosyjskiego sprzętu wojskowego (a zatem siły roboczej), który poruszał się w kolumnach wzdłuż dróg. W tym czasie wiele jednostek okupacyjnych stało się prawdziwym celem dla ukraińskich obrońców. Przypomnijcie sobie marcową bitwę pod Skibinem, kiedy kilka pułków 90 Dywizji Pancernej Federacji Rosyjskiej zostało zniszczonych. Czy te wiosenne wydarzenia na przedmieściach Kijowa nie przypominają obecnej sytuacji pod Vuhledarem?
Wydaje się, że Walerij Gierasimow, który po fiasku blitzkriegu otrzymał nawet awans – z zastępcy został szefem Sztabu Generalnego – nie wyciągnął żadnych wniosków z bolesnej porażki, która przekreśliła wszystkie plany Władimira Putina zajęcia Kijowa… Nie, nie w ciągu trzech dni, ale przynajmniej tylko po to, aby uchwycić. Ponieważ taktyka wojsk rosyjskich w tej faktycznie pierwszej operacji na dużą skalę po mianowaniu generała Gierasimowa jest bardzo podobna do działań najeźdźców na początku wojny. Z podobnymi konsekwencjami w postaci liczby zabitych przez siebie.
I tutaj warto zwrócić uwagę na dwa główne punkty. Po pierwsze, straty armii rosyjskiej na teatrze działań po marcowej klęsce w bitwie o Kijów nigdy się nie wydarzyły. Po drugie, nodwrót okupantów z prawego brzegu obwodu chersońskiego, bez względu na to, jak trudne może to być dla jednostek rosyjskich, nie spowodował dużej liczby strat, przynajmniej w raportach Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy nie było gwałtownego wzrostu likwidowanych okupantów.
Po trzecie, warto przypomnieć, że podczas odwrotu w Chersoniu dowódcą kontyngentu okupacyjnego był inny rosyjski generał, Siergiej Surowikin. Ten, który rzekomo został usunięty z tego stanowiska nie za niepowodzenia wojskowe, ale za bliskość z właścicielem PMC Wagnera, Eugeniusem Prigożynem. Ten sam Prigożyn, który w ostatnich miesiącach był aktywnym – i nie zawsze podtrzymywany w słowach – przeciwnikiem resortu wojskowego i osobiście Siergieja Szojgu.
Nominację Gierasimowa zamiast Surowika nazwano zwycięstwem Szojgu nad Prigożynem i siłami, które skupiają się wokół kucharza Putina. Ale to kadrowe zwycięstwo w walce o dominującą pozycję w kremlowskiej elicie przerodziło się w katastrofę na polu bitwy. A wojna w niezrozumiały sposób (bo według zachodnich analityków Putin zdawał się wyciągać pewne wnioski z porażki „wojny w trzy dni”) zamieniła się w tzw. „Dzień Świstaka”. Kiedy co najmniej w marcu 2022, a nawet w lutym 2023, kolumny znikną, kolumny się spalą, nic się nie zmieni.
Chociaż – dlaczego się nie zmienia. Tutaj Prigożyn ogłosił zaprzestanie rekrutacji zeków do swojego PMC. Według nieoficjalnych informacji stało się tak, ponieważ jego ogon został ściśnięty w tym kierunku. Dlatego ta wojna wewnątrzkremlowska, w przeciwieństwie do prawdziwej wojny rosyjsko-ukraińskiej, dopiero się rozwija, ma swoje intrygi, sukcesy i porażki. Przypuszczalnie po pewnym czasie powinniśmy spodziewać się jakiejś skonsolidowanej odpowiedzi ze strony bloku Prigożyna-Kadyrowa i ewentualnie części sił bezpieczeństwa.
Tymczasem na froncie, każdego dnia, Ukraińskie Siły Obronne niszczą do lub ponad tysiąca rosyjskich najeźdźców. I nie ma końca tej historii, nie ma końca. Bo Rosjanie – nawet pod trójkolorowymi, nawet pod czerwoną flagą – są jedynym sposobem na walkę. A potem ten krwawy „Dzień Świstaka” rozrasta się, a właściwie daleko poza II wojną światową, do tych wszystkich katastrof Rżewsko-Syczowa lub miliona żołnierzy położonych w ziemi przez Żukowa w bezsensownej bitwie o Berlin. Cóż, generał Gierasimow może z czystym sumieniem oświadczyć, że po prostu trzyma się tej niepisanej doktryny, znanej pod hasłem „Dziadkowie walczyli”. Od tej wojny, w której naprawdę uczestniczył jego własny dziadek, nic się nie zmieniło. Nawet czołgi, jak mówią, zostały przywiezione z Laosu przez tego samego „trzydziestu cztery”. Tak, że już w pełnym programie w Dzień Świstaka.