Ostatnio prezydent Rosji Władimir Putin przedstawia wyjątkowo apokaliptyczne scenariusze dla swojego kraju. Na przykład w wywiadzie dla kanału telewizyjnego Rossiya-1 powiedział, że Zachód rzekomo ma tylko jeden cel – zniszczyć Federację Rosyjską. „Naród rosyjski, jeśli Zachodowi uda się zniszczyć Federację Rosyjską i ustanowić kontrolę nad jej wrakami, może nie przetrwać – będą to moskiewczycy, Ural i inni” – przewiduje Putin.
Jeszcze wcześniej, podczas przemówienia do deputowanych Zgromadzenia Federalnego, Putin skarżył się, że Zachód tylko śpi i widzi, jak „sprawić, by Rosjanie cierpieli”, jeśli miałoby to „zadać Rosji strategiczną klęskę i zakończyć ją raz na zawsze”.
Wcale nie jestem pewien, czy Zachód dąży do upadku Rosji, raczej nie. Chociaż my, Ukraińcy, jesteśmy całkiem zdolni do takiego scenariusza, tutaj możemy tylko z zadowoleniem przyjąć prognozę rosyjskiego dyktatora.
Ale przypomnijmy sobie, jaka była jego retoryka rok temu. Ultimatum Zachodu, groźby wobec Ukrainy, wychwalanie jej „wynarodowienia” i „demilitaryzacji”, nauczanie o „prawdziwej dekomunizacji”, niezależnie od znaczenia, jakie ma w tych słowach. Putin był pewien, że za kilka dni będzie w stanie przełamać opór Ukraińców i przejść przez Chreszczatyk z uroczystą procesją. Wiadomo, że wszystko było przygotowane na taką „paradę zwycięstwa”, która miała stać się kolejnym potężnym ogniwem propagandowego mitu rosyjskich imperialistów.
W ciągu roku Putin powtarzał te słowa jak mantrę: „Operacja specjalna idzie zgodnie z planem”. Ale teraz się zatrzymał, zawiłe relacje zostały zastąpione przez trenos historycznego przegranego.
Oczywiście głównym czynnikiem tych zmian był sukces Sił Zbrojnych Ukrainy na teatrze działań. Kreml musiał ogłosić (rzekomo częściową) mobilizację, wypędzić zeków na front i wszystkie pola bitwy z ich trupami oraz przekląć broń w Iranie, Korei Północnej i na Białorusi. Jednak to wszystko niewiele pomogło. Stosunkowo małe miasto Bachmut, które zresztą nie ma większego znaczenia strategicznego, Rosjanie próbują zdobyć od pół roku, umieścić tam tysiące bojowników swoich elitarnych jednostek, ale nie osiągają większych sukcesów.
Aby jakoś zrekompensować niepowodzenia na froncie, Rosjanie uciekają się do zbrodniczej taktyki ostrzału pokojowych ukraińskich miast. Rakiety uderzyły w budynki mieszkalne w Dnieprze, Zaporożu, Charkowie, zabijając cywilów. Tymi atakami rosyjskie kierownictwo próbowało pozbawić Ukraińców podstawowych warunków cywilizacyjnych, zamrozić ich zimnem, niszcząc infrastrukturę krytyczną. Ale wszystkie te próby miały minimalny efekt.
I te strategiczne niepowodzenia Rosji, naruszenia konwencji wojennych, oczywiście, stają się znane światu, który odpowiednio na nie reaguje. I faktycznie ta reakcja społeczności międzynarodowej stała się dla Kremla znacznie bardziej niebezpieczna niż bezradność wojsk rosyjskich na polu bitwy.
Amerykański prezydent Joe Biden, lekceważąc wszystkie protokoły bezpieczeństwa, odważnie spaceruje centrum Kijowa. Ignoruje nawet alarm powietrzny. Najważniejsi politycy świata przyjeżdżają do stolicy Ukrainy bez obaw, nawet konieczność podróżowania pociągiem z zachodniej granicy Ukrainy ich nie powstrzymuje.
Usuwane jest tabu NATO dotyczące dostaw broni ofensywnej w Ukrainę, w tym najnowocześniejszych zachodnich czołgów. Dyskutowana jest kwestia dostaw nowoczesnych myśliwców i rakiet dalekiego zasięgu. I nie ma wątpliwości, że zostanie to rozwiązane pozytywnie iw najbliższej przyszłości.
Tegoroczna Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa stała się epokowa dla Ukrainy. Wszakże kiedyś to właśnie na tym wydarzeniu ogłoszono całemu światu tak zwane „powstanie Rosji z kolan”. Czy pamięta Pan agresywne przemówienie Putina w Monachium w lutym 2007 roku? Następnie oskarżył Zachód, zwłaszcza Stany Zjednoczone, o ingerowanie w rosyjskie sprawy wewnętrzne, utrudnianie rosyjskiej polityki zagranicznej. Rzucił się na NATO, które „popycha swoje wysunięte siły do naszych granic”. Miał na myśli, że Sojusz przyjął już w swoje szeregi nie tylko kraje byłego bloku komunistycznego, ale także byłe republiki radzieckie – Łotwę, Litwę i Estonię, których Moskwa nie mogła wybaczyć.
„Rosja jest krajem o ponad tysiącletniej historii i prawie zawsze cieszyła się przywilejem prowadzenia niezależnej polityki zagranicznej. Nie zdradzimy dziś tej tradycji” – powiedział wówczas z dumą Putin. Czy czujesz, jak zmieniła się jego retoryka? W końcu teraz narzeka współczującym głosem, że Zachód próbuje zniszczyć Rosję.
Tak więc Rosjanie w ogóle nie zostali zaproszeni na tegoroczne Monachium. No bo jaki jest sens zapraszania przedstawicieli państwa agresora, który nie daje żadnych sygnałów do konstruktu. I bez Rosjan, na marginesie konferencji, dość interesujące rozmowy zostały zaostrzone, jak przekazują uczestnicy wydarzenia. Chodzi o to, że świat zachodni stanowczo postanowił zneutralizować Putina. I ta teza została potwierdzona przez wiele źródeł. Zasadniczo postanowiono: koniec z rozmowami o „ratowaniu twarzy” Putina, nie wpędzać go w ślepy zaułek, dawać iOm przypadek. Bo jak inaczej? Szef Kremla rozpętał krwawą wojnę podboju, która wcale nie została sprowokowana przez Ukrainę. Armia rosyjska niszczy całe miasta w Ukrainie, zabijając tysiące cywilów, organizując straszliwy terror na okupowanych terytoriach, niszcząc infrastrukturę cywilną. A co najważniejsze – nie chce się zatrzymać, przygotowuje nowe ofensywy, ogłasza kolejną mobilizację. Oznacza to, że nie można oczekiwać od niego pokoju.
Jak i w jaki sposób rosyjski dyktator zostanie zneutralizowany, jest kwestią do dyskusji. I znacznie bardziej zamknięte niż konferencja monachijska. W każdym razie ogłoszono „krucjatę” przeciwko Putinowi. Joe Biden swoją odważną podróżą po Kijowie pokazał, że to on jest gotów poprowadzić tę kampanię. Oczywiste jest, że cały ciężar spadnie na Siły Zbrojne Ukrainy, ale teraz będą one wyposażone we wszystkie środki, aby wygrać – z jednej strony. Z drugiej strony nikt nie będzie wywierał presji na Kijów, by negocjował z Kremlem aż do całkowitego wyjęcia Ukrainy.
W tym kontekście trochę mylący artykuł w gazecie The Wall Street Journal, który stwierdza, że Londyn, Berlin i Paryż są gotowe dostarczyć Ukrainie wystarczającą ilość broni, w tym samolotów bojowych, aby zapewnić jej „decydującą przewagę” na polu bitwy. Ale w ten sposób rzekomo zachęcają Ukrainę do rozpoczęcia negocjacji z Rosją.
Przedstawiciele niemieckiego rządu już jednak zaprzeczyli informacjom o rzekomej skłonności Kijowa do negocjacji z Moskwą. Nie zostało to potwierdzone ani w Londynie, ani w Paryżu.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na Pekin, który po roku milczenia zdecydował się włączyć do działań pokojowych w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. 24 lutego chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało rodzaj planu pokojowego składającego się z 12 punktów. Ukraińcy w większości odebrali to negatywnie. Wielu mówiło nawet, że Pekin gra razem z Moskwą. Osobiście nie sądzę. Wręcz przeciwnie, jestem przekonany, że ten plan może być użyteczny dla Ukrainy.
Zwróćmy uwagę przede wszystkim na jego pierwszy punkt: „Poszanowanie suwerenności wszystkich krajów – wsparcie dla suwerenności i integralności wszystkich krajów, niezależnie od ich wielkości i bogactwa”. Takie podejście chińskich przywódców można jedynie przyjąć z zadowoleniem. Osobiście, w miejsce prezydenta Zełenskiego, zadzwoniłbym do Xi Jinpinga i powiedział: „Panie Xi, wielki plan, jesteśmy gotowi o tym rozmawiać. Ale o czym tam dyskutować, nawet trochę wdrożyć. Zacznijmy od pierwszego punktu. Suwerenność i integralność terytorialna zakłada brak obcych wojsk okupacyjnych na naszym terytorium – świetnie, jesteśmy za. Czy Rosja jest na to gotowa? Nie? Cóż, masz nad nią wpływ”.
Ponadto istnieje kilka przydatnych punktów. Na przykład o zachowaniu „korytarza zbożowego”, który tak denerwuje Moskwę. Albo bardziej o „zapewnieniu bezpieczeństwa elektrowni jądrowych”. Nie jest to najgorszy punkt w ograniczaniu ryzyka strategicznego. „Chiny sprzeciwiają się groźbie lub użyciu broni jądrowej, przeciwko rozwojowi lub użyciu broni chemicznej i biologicznej” – czytamy w planie. I jesteśmy tylko po to.
Nic dziwnego, że Rosja była dość chłodna w stosunku do chińskiego planu. Oczywiste jest, że Kreml nie odważył się go bezpośrednio skrytykować.
Chociaż tak, jest wiele szkodliwych punktów w tym względzie, w szczególności dotyczących zniesienia sankcji, zaprzestania pomocy wojskowej, braku zaangażowania. Ale powtarzam: priorytetem jest pierwszy punkt, jeśli Rosja nie chce go wypełnić, to cała wina leży po jej stronie. A bez ukończenia pierwszego punktu nie ma sensu przechodzić do następnych.
Oczywiście tak czysto hipotetycznie modeluję sytuację na linii Kijów-Pekin w odniesieniu do chińskiego planu pokojowego. Tak, Chiny używają wyłącznie swojej logiki. Zachodni wywiad donosi o prawdopodobieństwie dostarczenia Rosji chińskiej broni. Nie byłoby to zaskakujące, ponieważ Chiny w żaden sposób nie korzystają z całkowitej klęski rosyjskiej armii, całkowitej klęski Kremla i ewentualnego usunięcia Putina. Ponieważ nie wiadomo, kto go zastąpi i czym stanie się Federacja Rosyjska po stracie. Nie mam jednak wątpliwości, że Pekin będzie decydował o swoich dalszych działaniach w zależności od sytuacji na polu bitwy. I tylko nasze Siły Zbrojne, ich sukcesy w deokupacji terytorium Ukrainy, są w stanie wzmocnić argumenty na korzyść Ukrainy dla Chin.