Taniec z lampartami wreszcie szczęśliwie się skończył. Można powiedzieć, że cały maraton taneczny, który rozpoczął się od pierwszej bomby, która spadła na ukraińskie miasta w nocy 24 lutego. Jeszcze wcześniej, kiedy stało się jasne, że inwazja na dużą skalę jest nieunikniona. Następnie Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, Polska i kraje bałtyckie zaczęły aktywnie udzielać Ukrainie pomocy wojskowej w postaci „żądeł”, „oszczepów”, „perunów” i innej amunicji.
Niemcy w tym samym czasie przekazały (w końcu nawet nie przekazały, a jedynie obiecały) pięć tysięcy hełmów wojskowych przestarzałego modelu. Hełmy te natychmiast zamieniły się w mem, symbol niezdecydowania Niemiec, krótkowzroczności berlińskich polityków, niechęci do dostrzegania oczywistości, prób pogodzenia się z agresorem.
A czołgi? Ale jakie są czołgi, czym jesteście? Nie możemy pozwolić na eskalację napięć, na wzrost konfliktu. Chociaż dla sprawiedliwości należy uznać, że przez długi czas żaden kraj partnerski nie spieszył się z dostarczeniem tych pojazdów bojowych. Ale te czołgi – ogólnie rzecz biorąc, każdy nowy rodzaj ciężkiego sprzętu był dostarczany bardzo ciężko, właściwie torując sobie drogę z bitwą, przynajmniej dyplomatyczną.
Wszystkie te opóźnienia kosztują nas oczywiście dużo pieniędzy. Nasi najlepsi obrońcy zginęli, całe miasta zostały zniszczone, terytoria utracone, które później trzeba było odeprzeć krwią. Ale nic nie można zrobić, tak wciąż działa system zbiorowej ochrony świata zachodniego, jeśli chodzi o gorącą wojnę, na którą ten świat nie liczył.
Wydawałoby się, że dawno temu teza Francisa Fukuyamy o „końcu historii” wykazała jej bezwartościowość, w końcu sam politolog przyznał, że się mylił, a najlepsi politycy świata nadal bronili koncepcji pacyfizmu, ustępstw, braku upartych antagonistów na planecie.
Zachód stopniowo przejrze. Najpierw z haubicami „trzy osie”, potem „gepardy”, a następnie –Panzerhaubitze 2000, CEZAR, wreszcie długo oczekiwane systemy rakiet wielokrotnego startu HIMARS, MRLS M270, MARS II. Dzięki zachodniemu sprzętowi wojskowemu, który miał znacznie lepsze parametry taktyczno-techniczne niż sowiecko-rosyjski, ukraińscy obrońcy byli w stanie przejąć inicjatywę, przeprowadzić szereg błyskotliwych operacji kontrataku i wyzwolić wiele okupowanych terytoriów, w tym obwody charkowski, chersoński i ługański.
Tak, mielibyśmy zachodnie czołgi, wszystko mogłoby iść znacznie szybciej i wydajniej, a co najważniejsze – z mniejszą ilością krwi. Jednak do tej pory nie było to problemem. Głównym hamulcem były Niemcy. Kanclerz federalny Olaf Scholz kręcił się jak wąż na patelni, tylko po to, by powstrzymać się od podjęcia trudnej decyzji. A bez tego – nie ma mowy. W końcu to niemieckie czołgi Lampart 2 powinien stać się podstawą pancernej pięści Sił Zbrojnych Ukrainy, która przełamałaby obronne reduty okupantów. Jednak Berlin nie tylko sam odmówił dostarczenia czołgów, ale także nie wydał zgody na eksport „Leopardów” w Ukrainę przez inne kraje sojusznicze.
Ukraińcy i ich podobnie myślący ludzie w Europie wywierają presję na rząd Scholza ze wszystkich stron. Specjalnie w tym celu w sieciach społecznościowych zorganizowano flash mob „lamparta”. Ludzie publikowali swoje zdjęcia w szatach lamparta na Facebooku, Instagramie i Twitterze. Na ulicach niemieckich miast odbywały się akcje performance pod ogólnym hasłem „Wolne lamparty”. Co więcej, większość z nich znajduje się pod biurami rządowej Socjaldemokratycznej Partii Niemiec. Dlaczego? Ponieważ inni partnerzy koalicji „sygnalizacji świetlnej” niemieckiego rządu – liberałowie i „zieloni” – przeszli na „jasną stronę” i już opowiadają się za dostarczeniem czołgów w Ukrainę.
Odpoczywali tylko socjaldemokraci ze Scholzem na czele. Z tego powodu pojawiło się wiele teorii spiskowych. Na przykład, że, jak mówią, Kreml ma potężny kompromis w sprawie niemieckiej kanclerz, podobnie jak kiedyś w sprawie jego poprzedniczki Angeli Merkel. Dlatego Scholz nigdy nie zgodzi się na „wyzwolenie lampartów”. Pojawiają się też zarzuty, że niemieccy socjaldemokraci od lat wspierają biznes z Rosją, więc wciąż liczą na wznowienie współpracy z Moskwą. Jest jednak mało prawdopodobne, aby te wersje miały realne podstawy, zwłaszcza na tle ogromnej pomocy wojskowej dla Ukrainy udzielonej przez Berlin. Są to haubice, MLRS i przeciwlotnicze instalacje samobieżne Gepard •, najnowszy system obrony powietrznej IRIS-T itd. Pomoc ta szacowana jest na miliardy euro.
Tutaj powód jest nieco inny. Osobiście skłaniam się ku tezie o zagrożeniu nuklearnym, a raczej strachu przed nim. Według ostatnich badań opinii publicznej w Niemczech społeczeństwo było podzielone mniej więcej na pół między zwolenników i przeciwników czołgów. Dla przeciwników głównym problemem była obawa, że Rosja, w odwecie, przeprowadzi atak nuklearny na Niemcy. Wierzyli (i nadal wierzą), że danie Ukrainie czołgów, które zabiłyby Rosjan, było prawie równe wypowiedzeniu wojny przez Rosję. Więc nieKierownictwo Mec musiało przynajmniej doprowadzić do utworzenia „koalicji czołgów”. To znaczy, aby udać się w Ukrainę nie tylko niemiecką Lampart, ale także amerykański AbramsBrytyjski Challenger, a nawet francuski Leclerc.
Najsilniejszą presję na Scholza wywierali sojusznicy z NATO, którzy dysponowali już niemieckimi czołgami Lampart 2. Oświadczyli, że przekażą wozy bojowe Ukrainie, a nawet zasugerowali, że zrobią to z pominięciem woli Berlina, jeśli nadal będzie odpoczywał.
Była wielka nadzieja, że podczas regularnego spotkania Grupy Kontaktowej ds. Obrony Ukrainy, które odbyło się 20 stycznia w amerykańskiej bazie wojskowej Ramstein w Niemczech, Scholz się podda. Wciąż jednak się wahał. Na szczęście, jak już wiemy, nie na długo. Decyzja w sprawie czołgów dla Ukrainy zapadła trzy dni później.
W tym czasie wspomniana „koalicja czołgów” stała się faktem, więc Scholz nie miał dokąd się wycofać. „Niemiecka odmowa nie tylko zaszkodziłaby teraz Ukrainie, ale zwiększyłaby niezgodę w Sojuszu. Rząd RFN zdyskwalifikowałby się jako wiarygodny partner nie tylko w dziedzinie współpracy zbrojnej. Z pozwoleniem na eksport i własne dostawy Lampart 2 Berlin zapobiegł dalszemu podziałowi Zachodu” – napisał publicysta „Foreign Policy” dla renomowanych niemieckich gazet. Frankfurter Allgemeine Zeitung Mikołaj Busset.
Czołgi, można powiedzieć, zjednoczyły Zachód. Decyzja o wysłaniu czołgów Abrams, Leopard, Challenger i ewentualnie francuski Leclerc w każdym razie przenosi pomoc wojskową dla Ukrainy, a tym samym udział sojuszników w konflikcie, na nowy poziom. Jest to dowód na to, że Zachód ostatecznie porzucił błędną politykę popychania Kijowa do negocjacji z ewentualnymi negocjacjami terytorialnymi. Niedawno takie propozycje były słyszane dość często i głośno. Teraz nawet taki „gołąb pokoju” jak Henry Kissinger opowiada się za zwycięstwem Ukrainy wraz z jej późniejszym przystąpieniem do NATO.
Tak więc ten śliski etap minął, miejmy nadzieję i nieodwołalnie. Teraz wyraźnie wyłania się stanowisko Zachodu: zapewnimy Ukrainie wszystko, czego potrzebuje, aby wygrać, bez względu na to, ile nas to kosztuje, bez względu na to, jakie niebezpieczeństwo nam to grozi.
W końcu, dlaczego Władimir Putin zdecydował się na tę wojnę, która była bez znaczenia z zachodniego punktu widzenia. Ponieważ był przekonany, że zamożnie skorumpowana Europa i Ameryka będą bały się pójść dalej niż sankcje homeopatyczne. Tak jak to było w 2014 roku. Stali bywalcy Kremla byli przekonani, że zachodni politycy z jednej strony są niesamowicie oszukani, skorumpowani (w tym rosyjskie pieniądze), a z drugiej strasznie przerażeni potęgą militarną „drugiej armii świata”.
Zachód w końcu udowodnił, że tak nie jest. Uznał, że „czerwone linie” nakreślone przez Putina są niczym więcej niż horrorem dla osób o słabych nerwach. A Kreml rozumie tylko język władzy. Dlatego moc ta musi być mu przedstawiona przekonująco i bez zastrzeżeń. „Koalicja czołgów” była poważnym pokazem siły. Rosjanie, jak diabeł kadzidła, boją się najnowszych zachodnich czołgów, więc można przewidzieć, że samo ich pojawienie się na polu bitwy wywoła panikę w szeregach najeźdźców. Ale nie powinieneś się nad tym rozwodzić.
Kolejne spotkanie w formacie „Ramstein” zaplanowano na 14 lutego. Minister spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeba wypowiedział nadzieję, że to spotkanie stanie się „samolotem”.