Nowy Rok na froncie rozpoczął się od szaleńczej ofensywy rosyjskich okupantów w rejonie Bachmutu. To niewielkie, niegdyś przed wojną, 70-tysięczne miasteczko stało się prawdziwą skałą na drodze najeźdźców. Skała, o którą rozbiła się niejedna jednostka wroga. Bachmut, Soledar – te nazwy stały się symbolem ukraińskiej potęgi i jednocześnie rosyjskiego absurdu. To kanoniczne „bezzhalost i bespospity” z hasła.
Okupanci poddali jedyne centrum regionalne, które udało im się zdobyć podczas wojny na pełną skalę w latach 2022-23, ale uparcie próbują zająć Bachmut, imitując „prawdziwy cel specjalnej operacji wojskowej” ogłoszony po fiasku blitzkriegu, czyli zajęcie całego terytorium obwodów donieckiego i ługańskiego – co Kreml pospiesznie wpisał do własnej konstytucji nawet bez ustanowienia kontroli nad anektowanym dobrem.
Pytanie „Dlaczego Rosjanie tak bardzo potrzebują tego Bachmuta?” nie pojawia się po obu stronach linii frontu. Od Ukraińców – bo nie obchodzi nas, jaka jest motywacja agresora. Wreszcie, w każdym razie, sprowadza się to do licznych butches, irpenów i rodzynek na całej ukraińskiej ziemi, do których mogą dotrzeć. Jaka jest więc różnica, co jest istotą konkretnej operacji Bakhmut – konieczne jest zwalczanie i wypędzanie wroga.
Z rosyjskiego – ponieważ tam w zasadzie nie ma zwyczaju zadawania pytań władzom, a po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę i przyjęciu prawdziwie drakońskich praw można zapłacić za taką ciekawość przynajmniej wolnością.
Niemniej jednak maniakalne pragnienie za wszelką cenę uchwycenia punktu na mapie, który jest bezwartościowy ze strategicznego punktu widzenia (szczególnie dla sąsiedniego Bakhmut Soledar, który „Wagnerowie” najpierw wzięli w słowa, a następnie zaczęli realizować swój diaboliczny plan) jest co najmniej zaskakujący. Niespodzianka – i chęć rozgryzienia tego. W tym celu musimy przyjrzeć się historii ostatniego imperium na Ziemi. Bardzo niedawna historia…
80 lat temu, 5 stycznia 1942 roku, rozpoczęła się jedna z najsłynniejszych operacji II wojny światowej w pobliżu stolicy Związku Radzieckiego, Moskwy. Bitwa pod Rżewem. Znany jako „maszynka do mięsa Rzhev”.
W tej operacji siły dwóch frontów Armii Czerwonej, Kalininsky (dowódca – generał pułkownik Iwan Koniew) i zachodni (generał armii Gieorgij Żukow), zadali potężny cios pozycjom 9 Armii Wehrmachtu. Występ Rżewskoje – tak nazywał się ten zakręt na linii frontu, ten konkretny występ, w którym skoncentrowane były wojska niemieckie, a dwóch sławnych, nawet prominentnych sowieckich dowódców próbowało odciąć.
Nie będę was zanudzał kolejami losu tej operacji. Powiem krótko – bronił tego wystąpienia dowódca 9 Armii Niemieckiej, przez rok gen. płk Walter Model. Rok. Dopiero 5 marca 1943 r. część Wehrmachtu wycofała się stamtąd, gdzie nie można było już skutecznie się bronić.
A teraz są straszne liczby. Całkowita liczba żołnierzy radzieckich biorących udział w tej operacji wyniosła 1 468 845. Spośród nich, według oficjalnych rosyjskich statystyk, 1 342 888 zostało utraconych – zabitych, rannych i zaginionych. Dla porównania – w 9. armii niemieckiej na 1,1 mln zginęły 162 tys. Personel wojskowy, 35 650 osób zaginęło.
To ta sama bitwa, a nawet masakra, o której wciąż krążą legendy – jak niemieccy strzelcy maszynowi oszaleli, bo radzieccy (i ukraińscy też!) żołnierze szli do nich ściana po ścianie. Poszli prosto pod kule. A za nimi więcej, więcej…
To ten sam Rżew, o którym jeden z uczestników tej bitwy, Piotr Michin, napisał w swoich wspomnieniach w następujący sposób: „Czołgasz się po zwłokach, a one są ułożone w trzech warstwach, spuchnięte, rojące się od robaków, emitujące słodki słodkawy zapach rozkładu ludzkich ciał. Ten smród unosi się nieruchomo nad „doliną”. Pęknięcie pocisku wbija cię pod trupy, ziemia drży, trupy spadają na ciebie, posypane robakami, fontanna morderczego smrodu uderza cię w twarz”. Chodzi o zwłoki ich własnych, radzieckich żołnierzy.
Ta straszna masakra w rzeczywistości nie zakończyła się zwycięstwem Armii Czerwonej. Ale – Niemcy wycofali się, więc Żukow i kompania byli w stanie zarejestrować ten „genialny” plan rzucenia wroga siłą roboczą.
Nie przypomina niczego?
Bitwa pod Bakhmut jest niemal powtórzeniem „maszynki do mięsa Rzhev”. Tylko zamiast zawodowego wojskowego na czele rosyjskiej armii stoi były zbrodniarz, który stał się znany całemu światu dzięki swojej prywatnej firmie wojskowej Wagner.
Żukow dotarł następnie do Berlina. (I umieścił tam dziesiątki tysięcy żołnierzy więcej w ziemi – tylko po to, żeby, nie daj Boże, alianci nie podnieśli flagi nad Reichstagiem jako pierwsi.) Ale w tych dwóch historiach, pomimo wielkich podobieństw – zapytaj przynajmniej o masowe gwałty na niemieckich (i nie tylko) kobietach przez sowieckich żołnierzy w Niemczech Wschodnich – jest jedna wielka różnica. Dokładniej, nawet dwa.
Po pierwsze, po stronie kraju, stolicyktóra była Moskwą, a następnie walczyła z międzynarodową koalicją kierowaną przez Stany Zjednoczone Ameryki i Wielką Brytanię. Dziś te kraje – podobnie jak dziesiątki innych, w tym (co za ironia losu!) i Niemcy – walczą po przeciwnej stronie. Po drugie, zbawcze słowo „lendliz” (które zaczęło być lekceważone w czasach Putina, a wcześniej dobrze pamiętali, co to znaczy w tych dramatycznych miesiącach wojny sowiecko-niemieckiej) tym razem działa nie dla armii moskiewskiej, ale ukraińskiej.
I możecie mówić holopsom, ile chcecie, że ZSRR poradziłby sobie bez sojuszników i bez lendligi, a nawet bez Ukrainy i innych republik związkowych. Prawda jest wyższa niż fikcje Kremla.
Dlatego Putin nigdy nie stanie się nowym Stalinem, a Prigożyn – nowym Żukowem. Jedyny kapitał, jaki on, ten neożukow z kryminalną przeszłością, może przyjąć, zaczyna się nie od litery K, ale wręcz przeciwnie, na M. I nie mówię teraz o Mińsku.
I kolejny ważny punkt w tej historii o dwóch różnych, ale tak podobnych operacjach wojskowych. Bitwa pod Rżewem, nawet przy surowej sowieckiej (stalinowskiej) cenzurze, była wspominana w literaturze. Główny rosyjski piosenkarz II wojny światowej, Aleksander Twardowski, napisał przejmujący wiersz o strasznych wydarzeniach podczas występu Rżewskiego, „Spadłem w pobliżu Rżewa”.
Oto wersy z tego wiersza, w genialnym tłumaczeniu ukraińskiego klasyka Andrija Małyszko:
Przód płonął od wzroku,
Jakby blizny na ciele,
Jestem poligiem i nie wiem:
Czy Rżew ma bojowników?
Czy mamy szczęście?
Na środku Dona?
Dni są ostatnimi gorącymi, –
Stawką było wszystko.
Praca ta stała się jednym z najbardziej znanych przykładów rosyjskiej poezji wojskowej połowy ubiegłego wieku. Wszedł do radzieckich podręczników szkolnych. W Rosji prawdopodobnie nadal jest badany.
A o obecnej ofensywie Kremla na Bachmuta i Soledara nie napisze takich wierszy. I ogólnie rzecz biorąc, ta wojna, a także jej uczestnicy, zostaną zapomniani w Rosji bardzo szybko, niemal natychmiast po jej niechlubnym końcu. Ponieważ ta wojna – bez względu na powody jej rozpoczęcia, bez względu na to, jak Stalin stosował się do niemieckiej agresji na cały kontynent europejski – była nadal dla przetrwania całego narodu. A obecny jest tylko dla przetrwania garstki starszych kremlowskich zombie. I nawet urka-biznesmen z otoczenia Putina, który, aby schwytać nieszczęsnego Soledara, jest gotów spalić zawartość wszystkich rosyjskich kolonii i więzień w tym diabolicznym ogniu.