30 grudnia, przedostatniego dnia pierwszego roku wojskowego nowej ery, miały miejsce dwa znaczące wydarzenia. Wydarzenia, które w pełni ujawniają tragedię głównego przegranego roku. Nawiasem mówiąc, nie jest to stanowisko autora (choć on też), ale oficjalny tytuł Władimira Putina z renomowanej publikacji Polityczno. Co więc wydarzyło się 364. i wszystkie inne dni 2022 roku?
Po pierwsze, wydanie amerykańskie The Washington Post opublikował obszerny artykuł o sytuacji na Kremlu. Ten artykuł nie jest założeniem samych dziennikarzy, ale komentarzami (anonimowymi, złowieszczymi) rosyjskich wysokich rangą urzędników, a nawet jednego miliardera bliskiego „carowi”. Artykuł, delikatnie mówiąc, jest pesymistyczny dla zwolenników wizerunku „silnej ręki”, którą Putin przez wiele lat, od jesieni 1999 roku, starannie budował wokół swojej niewyraźnej osoby.
Krótko mówiąc, Putin się boi. Boi się wszystkich wokół. Odwołał doroczne przemówienie do deputowanych Zgromadzenia Federalnego, porzucił tradycyjną konferencję prasową, nie spotka się, jak zawsze przed Nowym Rokiem, z rosyjskimi miliarderami. Powód jest tylko jeden – nie ma nic do powiedzenia na temat wojny. Jeden z respondentów WP Urzędnicy bez ogródek stwierdzili: „Cóż, co on może nam powiedzieć? Że wszystko pójdzie zgodnie z planem – kiedy wojna będzie trwała dziesięć miesięcy, podczas gdy miała trwać trzy dni?
Putin nie może wychodzić na ludzi, bo prześladuje go strach. Strach przed porażką. „Akela tęskniła” to największy koszmar każdego dyktatora. I nie tylko spudłował. Popełnił fatalny błąd dla siebie i całego imperium, rozpoczynając tę „małą zwycięską wojnę”. A teraz, według jego otoczenia – które nie kryje rozczarowania liderem przegranego – po prostu nie wie, co robić dalej. Do tego dochodzi oczywiście kontynuacja ostrzału ukraińskiej infrastruktury energetycznej, uparcie próbująca przekonać Ukrainę Zachodnią do negocjacji w ten sposób. Nie zdając sobie sprawy, że rakiety, podobnie jak zima, dobiegają końca. Na pewno. A pomoc sojuszników Ramsteina nie jest.
Dlatego też inne wydarzenie – rozmowy online z Xi Jinpingiem – nabrało dla Putina szczególnego znaczenia. Nawet w kraju czuje się jak w izolacji (co, jak wszedł po rozpoczęciu pandemii, wydaje się, jeszcze nie wyszedł), co możemy powiedzieć o arenie światowej. Dlatego negocjacje z przywódcą Chin miały rzekomo pokazać, że wszystko jest ze mną w porządku, silni tego świata komunikują się ze mną, a Zachód i tak zapłaci za odmowę pełnoprawnych (czyli na warunkach Kremla) negocjacji.
Tak się jednak nie stało. Po pierwsze, Xi nie odpowiedział na ofertę przyjazdu do Moskwy, ponieważ byłoby to korzystne i konieczne dla Putina. Po drugie, jako mistrz Kremla nie próbował przesunąć tematu współpracy dwóch głównych (przynajmniej terytorialnie) państw Eurazji na militarnym mainstreamie – przywódca Państwa Środka po raz kolejny wyraźnie podkreślił dążenie Pekinu do pokoju w Ukrainie.
Nawiasem mówiąc, nawet sama w sobie ta rozmowa jest dowodem wielkiego upadku Władimira Putina z piedestału, który wymyślił. Negocjacje te miały na celu przygotowanie (w rzeczywistości błaganie) zastępcy prezydenta Rosji z Rady Bezpieczeństwa Dmitrija Miedwiediewa do Chin. Człowiek, którego cała reputacja jest szalona, w stylu Wołodymyra Żyrinowskiego, który zmarł w 2022 roku, publikuje w Telegram. Tak więc Xi Jinping, łaskawie zgadzając się na tę pustą rozmowę z praktycznego punktu widzenia, wyraźnie pokazał, kto w parze Rosja-Chiny jest teraz u władzy. Ale nawet pozwalając wasalowi rozmawiać z suwerenem, nie dostarczył mu żadnych poważnych atutów – poza samym faktem rozmowy, która oczywiście nie wystarcza – do handlu z Zachodem. Tak więc główne wydarzenie końca roku dla Putina zakończyło się porażką.
Wszystko zaczęło się w zupełnie innym nastroju. Rok 2022 rozpoczął się w Europie jak lato 1939 roku – już nawet nie rozmowami, ale bezpośrednimi ostrzeżeniami dla prezydenta Ukrainy i całego świata o nadchodzącej wojnie. Ostrzeżenia prezydenta Stanów Zjednoczonych – i to miało swoje wielkie znaczenie. Światowy przywódca nie ostrzega przed wojną, przygotowuje ją i deklaruje. Nie wydawać ostrzeżeń, ale ogłosić całemu światu początek nowej „krucjaty” na rzecz odrodzonego imperium – taki był cel Władimira Putina na początku roku.
I w tym wcale nie jest wyjątkowy. W ciągu ostatnich czterdziestu lat tacy światowej sławy historycy i publicyści, jak Mark Solonin, Wiktor Suworow itd., faktycznie udowodnili, że sowiecki przywódca, sekretarz Komitetu Centralnego KPZR (b) Józef Stalin przygotowywał atak na nazistowskie Niemcy. W tym celu on, który przez 20 lat nie pełnił żadnego urzędu publicznego, nagle 6 maja 1941 r. mianował się przewodniczącym Rady Komisarzy Ludowych (jak nazywano rząd w ówczesnym ZSRR). Miało to jeden prosty cel – ogłosić główny porządek jego życia. Rozkaz o początku „wojny wyzwoleńczej” w Europie, o ataku na III Rzeszę.
Stalin nie mógł tego zrobić, po prostu nie miał czasu. Nie słońcetygshi – był tak przerażony, że nawet kolejny główny rozkaz, o początku „Wielkiej Wojny Ojczyźnianej”, został ogłoszony nie przez niego, ale przez jego zastępcę Wiaczesława Mołotowa. Ten sam, który Stalin przeniósł ze stanowiska przewodniczącego RNC. Wyobraźmy sobie głębokość tragedii przywódcy: objął główne stanowisko rządowe, a po 1,5 miesiąca nie wygłosił krótkiego przemówienia, powierzając tę rolę długoterminowemu „placeblazerowi”. Nic dziwnego, że mówią, że Józef Wissarionowi po rozpoczęciu wojny sowiecko-niemieckiej w ogóle uciekł do kraju, a kiedy przyszli do niego z prośbą o poprowadzenie obrony kraju przed szybkim postępem Wehrmachtu, pomyślał, że jego towarzysze broni przyszli go aresztować…
Putin nie musiał robić takiej roszady. Dokładniej, zrobił to na długo przed X dniem – w 2011 roku, kiedy zmusił Miedwiediewa do publicznej rezygnacji z drugiej kadencji prezydenckiej. Potem wszystko potoczyło się starannie prosto na szyny „Dnia zwycięstwa Putina”. I osiągnął 24 lutego 2022 roku.
Oczywiście Putin formalnie nie wypowiedział wojny, maskując ją jako „specjalną operację wojskową” (jak nie wspomnieć o genialnej definicji Les Podervyansky – „cyklicznego faszyzmu”.) ale wszyscy doskonale rozumieli – to jest to. To początek nowej rekonkwisty. Początek odbudowy imperium, które kontroluje, choć nie połowę świata (bo Chiny wyrosły jednak na samowystarczalnego gracza geopolitycznego), ale nie jest już graczem wyłącznie regionalnym. Imperium, które jest jednym z biegunów nowego wielobiegunowego świata.
Rozumiała to sama Rosja – „od Moskwy po peryferie”. Zachód też to rozumiał. Historia ówczesnego ambasadora Ukrainy w Niemczech Andrija Melnyka o nastrojach w federalnym rządzie Niemiec, prognozy nawet strony amerykańskiej o 96 godzinach, które ukraińska obrona będzie w stanie wytrzymać – to doskonałe potwierdzenie.
Putin nie tylko przygotowywał się – już przymierzał płaszcz „wojskowego cesarza świata” (jak Kreml nazwał prezydenta USA George’a W. Busha podczas wojny w Iraku i walki ze światowym terroryzmem po 9/11). Ale coś poszło nie tak…
I doszło do tego, że pod koniec roku, w ciągu zaledwie dziesięciu miesięcy „wojny trzydniowej”, prezydent Rosji stał się prawdziwym wyrzutkiem świata, który został wprowadzony nawet przez byłe republiki radzieckie. Pamiętajmy o oświadczeniu prezydenta Tadżykistanu Emomali Rachmona, że Rosja powinna bardziej szanować swoich partnerów z WNP. Czy możecie sobie wyobrazić Stalina, nawet w miękkiej formie Rachmona, wskazanego przez pierwszego sekretarza Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii jakiejś Republiki Unii Środkowoazjatyckiej?!
Nie ma potrzeby mówić o Chinach – wreszcie i na długo Kreml stał się w tej parze „młodszym bratem”, którego Pekin wspiera wyjątkowo pragmatycznym celem – by zapobiec całkowitemu zwycięstwu demokratycznego Zachodu nad autorytarnym Wschodem. Bo taka porażka Rosji będzie ciosem dla samych Chin, a w szczególności dla ich tajwańskich ambicji.
Władimir Putin tak szczerze, nawet w małych rzeczach (takich jak anegdotyczne odrodzenie programu „GTO”, który w ZSRR przygotowywał przyszłych uczestników ataku na Niemcy i całą Europę; nawiasem mówiąc, wiesz, kiedy Putin podpisał dekret o wznowieniu tego programu? w marcu 2014 r., tydzień po zakończeniu aneksji Krymu i przed rozpoczęciem „rosyjskiej vesny” na południowym wschodzie kontynentalnej Ukrainy!) związał się ze Stalinem, Skoro tylko najkrwawszy dyktator w historii imperium – wydaje się, że stało się to ideą fiksacji. Przewyższył nawet swojego „nauczyciela”, ogłaszając „główny porządek” całego swojego życia. Rozkaz na początku zajęcia Ukrainy i przywrócenia wielkiego imperium.
Ale rok 2022 przejdzie do historii Rosji przez to, że na Kremlu – po rozpaczliwym oporze Ukraińców, po utworzeniu nowej koalicji zachodniej (tylko teraz, w przeciwieństwie do II wojny światowej, działa ona przeciwko Moskwie) – Stalin w końcu umarł. A Władimir Putin, który rozpoczął rok na obraz przyszłości, bez pięciu minut – a raczej trzech lutowych dni Kijowa – współwładca świata, okazał się nieszczęśliwym, zastraszonym i bezużytecznym żebrakiem, który błaga o jałmużnę od chińskiego cesarza, aby przynajmniej zachować resztki dawnej dumy i opóźnić nieuniknioną klęskę w wojnie tak bardzo, jak to możliwe. Klęska, za którą rozpocznie się upadek – zarówno jego osobistego, jak i niedokończonego imperium.