Środowisko liberalne (zarówno ukraińskie, jak i rosyjskie) przez kilka dni aktywnie dyskutowało o ostatnim wywiadzie, który słynny rosyjski dziennikarz Jurij Dud udzielił rosyjskiemu aktorowi i prezenterowi telewizyjnemu Oscarowi Kuczerze. Śmiało moglibyśmy nazwać Dudyę „dobrym Rosjaninem”, nawet jeśli ta definicja, z jednej strony, jesteśmy już zmęczeni, z drugiej strony wywołuje wiele kontrowersji, mówiąc, czy w ogóle istnieją „dobrzy Rosjanie”, czy też zasadniczo różnią się od „złych Rosjan” i czy powinniśmy dokonać tego rozróżnienia? Moim zdaniem powinni.
Ale teraz nie chodzi o to, ale o wywiad. Jak już wspomniałem, wokół niego rozgorzały gorące debaty. Dlaczego? Bo Kuczera, w przeciwieństwie do „dobrego Rosjanina” Dudyi, jest zdecydowanie „złym Rosjaninem”. Generalnie popiera politykę Władimira Putina (z pewnymi zastrzeżeniami, których jednak sam nie jest w stanie sformułować lub obawia się tego). Podobno jest przeciwny wojnie (no, bo który skończony głupiec przyznaje się do jakiej wojny?), ale nie ma nic przeciwko „specjalnej operacji wojskowej”. Nie do końca rozumie jego cele, uważa, że nie jest to zajęcie obcych terytoriów, ale coś innego, czego władze jeszcze nie powiedziały, ale bez wątpienia powiedzą, kiedy nadejdzie właściwy czas. Przynajmniej on w to wierzy.
W rzeczywistości słowo „wierzę” przenika cały wywiad. Nic dziwnego, że Kuchera napisał nawet piosenkę „I believe” na poparcie kremlowskiego „SVO”. Choć udaje głupca i twierdzi, że to pieśń o pokój, a słowa „Wierzę – przejdziemy przez Berlin i Paryż” mają znaczenie czysto turystyczne, a nie agresywne.
Kim jest Oscar Kuchera, jest jasne. Swego rodzaju adept polityki Putina i krytyk Zachodu spośród bawełnianej rosyjskiej bohemy. Kto próbuje ominąć ostre zakręty, ponieważ nie chce być zablokowany przed uwodzicielskimi urokami Zachodu, krytykował. Uważa za całkiem normalne, że rosyjskie władze i propagandyści wysyłają swoje dzieci do znienawidzonej Europy i Stanów Zjednoczonych, kupują tam wille, wydają tam wakaty (bo zwykli ludzie na Zachodzie to jedno, a władze to zupełnie co innego). I oczywiście jestem przekonany, że wojna rosyjsko-ukraińska została sprowokowana przez Amerykę. Wysłał jednak swoją ciężarną żonę do porodu w Miami i na wszelki wypadek nie zapomniał zrobić swojemu synowi paszportu w paski z gwiazdami. To próba sprytnego faceta, aby usiąść na dwóch krzesłach.
Czy warto było przeprowadzić z nim wywiad? Niektórzy liberalni dyskutanci zdecydowanie argumentują: nie! Bo co można usłyszeć od człowieka, którego mózgi są gaszone przez wyrafinowaną rosyjską propagandę, który sam stał się powtarzaczem tej propagandy za pośrednictwem własnego kanału telegramu. Niektórzy uważają, że przeprowadzanie wywiadów z takimi osobami jest przydatne. Po pierwsze, „głupiec każdego był widoczny”. Po drugie, aby wyraźniej pokazać, jakimi tezami operuje kremlowska propaganda, które z nich są skuteczne, aby później znaleźć antytezę do nich. Po trzecie, Dud dość wyraźnie wskazał na bezradność tych tez. Po mistrzowsku złapał rozmówcę na sprzeczności własnych stwierdzeń, na absurdalności argumentów, na porażce całej koncepcji uzasadnienia „SVO”. Na przykład prowadzący wywiad zmusił rozmówcę do przyznania, że absolutnie nie rozumie, czym jest „denazyfikacja”, a ponadto, dlaczego konieczne było rozpętanie przez nią największej wojny XXI wieku.
Ale było też jedno miejsce, w którym Dud przebił oponę. Chociaż nie zauważył tego żaden z liberalnych dyskutantów, przynajmniej tych, których komentarze udało mi się przeczytać. Kiedy Kuczera uzasadniał swoje stanowisko w sprawie wojny rosyjsko-ukraińskiej, wspomniał o Euromajdanie. Oznacza to, że nie użył samego słowa „Euromajdan”, ale nazwał to zamachem stanu z 2014 r., Podczas którego „rebelianci z bronią w ręku obalili legalnie wybranego prezydenta”. Według Kuchery od tego wszystko się zaczęło. Donbas, jak mówią, nie zaakceptował tego zamachu stanu i stawiał opór. Cóż, potem zbrojna konfrontacja w dwóch regionach i, jako logiczna kontynuacja („8 lat bombardował Donbas”) – inwazja na pełną skalę.
Dud (jak wielu wcześniej) z jakiegoś powodu przełknął ten argument o puczu, mówiąc tylko, że była to wewnętrzna sprawa ukraińska. Co więcej, jest to typowy błąd dla „dobrych Rosjan”, a nawet dla niektórych Ukraińców, którzy nie gardzą możliwością dyskusji z Rosjanami. Z jakiegoś powodu łatwo się zgadzają, że, jak mówią, był jakiś mityczny atak na rezydencję Wiktora Janukowycza, w wyniku którego musiał uciekać do Rosji.
Chciałbym doradzić Dudy’emu i reszcie tylko studiować historię Euromajdanu, czyli Rewolucji Godności. Od wezwania Mustafy Najjema zabrać „parasole, herbatę, kawę, dobry nastrój” do podpisania ugody między Janukowiczem a opozycją „O uregulowaniu kryzysu w Ukrainie” 21 lutego 2014 roku. Po tym porozumieniu rewolucja została faktycznie zakończona, jednak Euromajdan bezwładnie trwał jeszcze kilka miesięcy. Zgodnie z ugodą, Janukowicz pozostał na swoim stanowisku, nikt nie ma gdzie go wydalić zamierzało. Cóż, wcale nie żeby ktokolwiek był jednym radykalnym ugrupowaniem kierowanym przez Włodzimierza Parasiuka, który nazywał siebie „setnikiem Majdanu”. Ona oświadczyła, że chciała obalić Janukowicza, lecz nie wypaczyła ani siłą, ani środkami do tego.
W ten sposób doszło do próby szturmu radykalnych aktywistów Majdanu na rezydencję przy ulicy Bankowej. Ale stało się to 1 grudnia 2013 roku. I ta próba nie powiodła się, a wręcz przeciwnie, wielu uczestników ataku zostało ciężko pobitych.
Wreszcie, „dobrzy Rosjanie” i niezbyt wnikliwi w badaniu historii Majdanu Ukraińcy powinni zdać sobie sprawę, że podczas Rewolucji Godności nie było zamachu stanu. Szczególnie uzbrojony. Janukowycz uciekł wyłącznie z własnej inicjatywy. Dlaczego? Do tej pory nikt nie udzielił mniej lub bardziej rozsądnej odpowiedzi na to pytanie. Być może bał się odpowiedzieć za zabójstwa na Majdanie, może martwił się zrabowanym bogactwem, może naprawdę bał się gróźb Parasiuka. Kto może wiedzieć?
Jednak w Ukrainie rzeczywiście doszło do zamachu stanu, ale cztery lata wcześniej. I to Janukowycz i jego klika popełnili to, gdy zmieniono konstytucję z naruszeniem wszelkich możliwych procedur. Pamiętasz? We wrześniu 2010 roku Partia Regionów skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie konstytucyjności reformy z 2004 roku. Decyzją CCU zmiany z 2004 r. zostały uznane za niezgodne z ustawą zasadniczą. Było to najbardziej brutalne naruszenie ich uprawnień przez sędziów konstytucjonalistycznych. Przecież te zmiany, dzięki głosowaniu większości konstytucyjnej Rady Najwyższej, już dawno zostały włączone do samej treści konstytucji. A obowiązkiem CCU jest ochrona Konstytucji Ukrainy jako „Słowa Bożego”.
16 z 18 członków CCU głosowało za tą karną decyzją. Sprzeciwili się temu tylko Petro Stetsiuk i Wiktor Szyszkin. Zastanawiam się, gdzie jest teraz 16 sędziów, którzy powinni być za kratkami w państwie prawa? Ale teraz nie chodzi o nich.
Tak więc, bez decyzji kwalifikowanej większości Rady Najwyższej, Ukraina powróciła z parlamentarno-prezydenckiej do prezydencko-parlamentarnej formy rządu. A Janukowycz dostał wszystkie dźwignie, by uzurpować sobie władzę.
Sytuacja została powtórzona dopiero 21 lutego 2014 roku. Następnie, biorąc pod uwagę wspomniane już porozumienie „O uregulowaniu kryzysu w Ukrainie”, Rada Najwyższa konstytucyjną większością 386 głosów przyjęła ustawę „O wznowieniu niektórych postanowień Konstytucji Ukrainy”. Oznacza to, że nastąpił powrót do republiki parlamentarno-prezydenckiej. Dlatego ponownie Rada Najwyższa stała na czele piramidy władzy. Co więcej, jeszcze raz podkreślam, bez ani jednego zbrojnego zamachu stanu, przy zachowaniu ciągłości instytucji władzy. A dwa dni później, biorąc pod uwagę ucieczkę Janukowycza z państwa, Rada Najwyższa musiała sama wybrać tymczasowego pełniącego obowiązki prezydenta. Przypomnę, stali się Aleksandrem Turczynowem.
A potem odbyły się jeszcze dwa powszechne wybory prezydenckie i dwa wybory do Rady Najwyższej. Ponadto kampanie wyborcze i wyborcze były ściśle monitorowane przez międzynarodowych obserwatorów. O uczciwości i uczciwości tych wyborów świadczy fakt, że za każdym razem do władzy dochodzili zupełnie nowi ludzie. A dyktator-pucz powinien, logicznie rzecz biorąc, zachować swoją pozycję władzy.
Dlatego, drodzy rosyjscy liberałowie, „jest to konieczne ostrożniej, ostrożniej”, jak nauczał wasz współpracownik Michaił Żwaniecki.