8 listopada 1923 r. w niemieckim Monachium wybuchł pucz piwny (Pucz Bierkelera-Bieklera). Cóż, gdzie indziej odbywa się akcja piwna, jeśli nie w stolicy Bawarii. Polityczną częścią rebelii przewodził Adolf Hitler. A przywódcą zbrojnych bojowników był Hermann Göring. Putschistom udało się przejąć niektóre organy państwowe, posterunki policji, aresztować wielu przedstawicieli władz. Hitler ogłosił utworzenie nowego rządu kierowanego przez siebie.
Ale, jak mówią, muzyka nie grała długo. Następnego dnia przybyło wojsko, aby wzmocnić policję, która bardzo szybko uporządkowała sytuację w mieście. Przywódcy puczystów, którym udało się przeżyć, zostali aresztowani.
Z tego historycznego precedensu warto byłoby wywnioskować, że coś podobnego w Niemczech jest skazane na porażkę. Ale nie, nawet teraz są ludzie w chwalebnej ziemi Goethego i Hegla, którzy chętnie wołają: „Może pavtarit!” A skąd to wzięli?
Tak więc, 99 lat po puczu piwnym Hitlera, w kraju przygotowywano nową skrajnie prawicową rebelię. Jego inicjatorami byli działacze tzw. ruchu „Reichsbürgers” (Reichsbürger), tj. „obywatele Rzeszy”.
Stało się to znane z komunikatu prasowego niemieckiej prokuratury federalnej, opublikowanego w środę, 7 grudnia, rano. Mówi się, że w całych Niemczech przeprowadzono wielką operację, aby zapobiec zamachowi stanu. Zaangażowanych było w to około trzech tysięcy funkcjonariuszy organów ścigania. Podczas operacji przeprowadzono przeszukania w ponad 130 domach, mieszkaniach i biurach w jedenastu krajach związkowych. Co najmniej 25 osób zostało zatrzymanych pod zarzutem przynależności do prawicowego środowiska ekstremistycznego.
Według prokuratury „Reichsbürgers” planowali obalić konstytucyjne władze w kraju, przejąć Bundestag, budynek rządowy, urząd kanclerski i aresztować najwyższych urzędników. „Od dzisiejszego ranka prowadzona jest zakrojona na szeroką skalę operacja antyterrorystyczna. Prokuratura Federalna prowadzi śledztwo przeciwko siatce terrorystycznej spośród „Reichsbürgerów”. Istnieje podejrzenie, że zaplanowano zbrojny atak na władze konstytucyjne” – powiedział niemiecki minister sprawiedliwości Marco Bushman.
Wrócimy do zatrzymanych i ich złych intencji. A wcześniej spróbujmy się dowiedzieć: kim są ci „Reichsbürgers” i z czym są spożywani? Wiadomo, że jest to ruch imperialny, którego zwolennicy nie uznają Republiki Federalnej Niemiec, ale uważają się za obywateli „Rzeszy Niemieckiej”. Produkują alternatywne identyfikatory i prawa jazdy nieistniejącego imperium. Ich przywódcą jest rodzaj „księcia Henryka XIII” ze szlacheckiej rodziny Royssów.
Ruch powstał w 1980 roku. Choć trafił w obiektywy niemieckich służb specjalnych, władze długo go nie krzywdziły, bo nie widziały takiej potrzeby. Cóż, są ekscentrycy na zamkniętym spotkaniu w prywatnych mieszkaniach dla „Rzeszy Niemieckiej” w okresie przed 1938 rokiem. Dobrze, że przynajmniej Sudety i Austria nie są już zgłaszane.
Dlatego władze uznały „Reichsbürgerów” za niewinny i chaotyczny ruch marginalizacji bez struktury organizacyjnej. Jeszcze w 2015 roku mówiono, że według przybliżonych szacunków w Niemczech jest tylko kilkuset zwolenników tego ruchu. Głównie w Brandenburgii, Meklemburgii-Pomorzu Przednim i Bawarii. Według Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji typowy „Reichsbürger” to starszy mężczyzna, przedstawiciel niższych warstw społecznych, którego wpływ na społeczeństwo jest minimalny.
Jednak wydarzenia ostatnich lat zmusiły funkcjonariuszy organów ścigania do ponownego rozważenia swojej frywolnej postawy. „Obywatele Rzeszy” nagle stali się wcale tak niewinni jak wcześniej, a ich liczba wzrosła niewiarygodnie. Okazało się, że komórki organizacji istnieją już w wielu krajach federalnych. Nie wszyscy zwolennicy ruchu „miejskich szaleńców”, wśród nich jest wielu przedstawicieli klasy średniej, a nawet różnych gałęzi rządu, byłych i obecnych wojskowych i policjantów. Na przykład wśród zatrzymanych podczas wspomnianego nalotu 7 grudnia jest obecna sędzia i była deputowana Bundestagu z partii „Alternatywa dla Niemiec” Birgit Malzac-Winkemann.
A poglądy „Reichsbürgerów” stały się całkowicie niewinne, wielu z nich jest teraz zagorzałymi ksenofobami, antysemitami, rasistami i, oczywiście, rewanżystami. A co najważniejsze – zwolennicy gwałtownej zmiany porządku konstytucyjnego. Według Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji w Niemczech jest już około 21 tysięcy zwolenników „Reichsbürgeryzmu”.
Interesujący szczegół: od marginesu politycznego do niebezpiecznych rebeliantów, „Reichsbürgers” odwrócili się w ciągu ostatniej dekady. To znaczy, właśnie wtedy, gdy Rosja zaczęła realizować swoje rewanżystowskie plany przywrócenia ZSRR, którego upadek rosyjski przywódca Władimir Putin uważa za „największą katastrofę geopolityczną XX wieku”, albo Rosjiimperium za panowania Romanowów.
Czy rosyjskie uszy wydostały się z Puczu Piwnego-2.0? Kurs. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na aresztowaną sędzię Birgit Malzac-Winkeman. A co najważniejsze – na jej przynależność partyjną. Dzięki Bogu, że zgodnie z wynikami ostatnich wyborów parlamentarnych jesienią 2021 r. ksenofobiczna partia „Alternatywa dla Niemiec” nie dostała się już do Bundestagu. A wtedy nadal wbiłby wiele ścieżek w koła antyrosyjskiej i proukraińskiej decyzji niemieckiego parlamentu po inwazji na pełną skalę.
To, że „Alternatywa” jest prokremlowska, nie ulega wątpliwości. W końcu sami członkowie partii tego nie ukrywają. W pewnym momencie czołowi przedstawiciele partii podróżowali zarówno na anektowany Krym, jak i do okupowanego Donbasu i byli obserwatorami tamtejszych pseudoreferendów. Zawsze aktywnie bronią pozycji partnerstwa z Rosją, znoszenia z niej sankcji itp. Czy „alternatywy” otrzymują finansowanie Kremla? Osobiście nie mam co do tego nawet najmniejszych wątpliwości.
Ale są jeszcze wyraźniejsze dowody na związki „obywateli Rzeszy” z Kremlem: wśród 25 aresztowanych 7 grudnia był obywatel Federacji Rosyjskiej niejaki Witalij B. Jak sugerują śledcze, pomogła liderowi stowarzyszenia – księciu Henrykowi XIII – nawiązać kontakt z władzami rosyjskimi. Według śledztwa, z pomocą tego Witalija B., czołowi przedstawiciele ruchu skontaktowali się na przykład z rosyjskim konsulatem w Lipsku.
Oto ciekawy szczegół: przedstawiciele ruchu uważają, że Niemcy są nadal pod okupacją zachodnich sojuszników, czyli Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Francji. Jednocześnie nie uważają Rosji za okupanta, mimo że to ona ukradła skrawek niemieckiego terytorium, a mianowicie Kaliningrad (dawniej Królewiec) i obwód kaliningradzki nad brzegiem Morza Bałtyckiego.
Co więcej, „Reichsbürgerowie” mają silny szacunek dla Putina, a nawet planowali, że po udanym puczu i utworzeniu przejściowego rządu niemieckiego stanie się głównym mediatorem z krajami zwycięskimi w II wojnie światowej w sprawie przyszłej struktury Niemiec i ich miejsca w globalnym układzie sił.
Jeden ze sceptycznych czytelników prawdopodobnie wykrzyknie, czytając w tym miejscu: „Cóż, to wszystko nie jest poważne, rebelianci nie mieli szans”. Może tak, jeśli nie weźmiesz pod uwagę jednego czynnika – Kremla. Znowu ta „ręka Kremla”? Cóż, ile możesz zrobić, jaki rodzaj paranoi? Prawda?
Swego czasu wielu Niemców uważało paranoję za ostrzeżenie znanego niemieckiego dziennikarza kremlowskiego Borisa Reitschustera „Ukryta wojna Putina” (Putins verdeckter Krieg). Autor wyjaśnia w nim czytelnikowi niemieckiemu w szczególności, a europejskiemu w ogóle, że wojna hybrydowa Kremla nie ogranicza się bynajmniej do Ukrainy. Nie ogranicza się do terytorium byłego ZSRR, które zachodni politycy byli niemal gotowi uznać za „priorytetową strefę rosyjskich interesów”.
„Wojna hybrydowa od dawna toczy się w Europie, „zielone ludziki” od dawna tu są” – ostrzegł Boris Reitschuster w swojej książce i nazwał główne jednostki tej armii. Główną uwagę zwrócono na prawdziwe jednostki bojowe, które, jeśli w ogóle, mogą zorganizować silne i, jeśli to konieczne, zbrojne działania. Mowa o całej sieci klubów sztuk walki pod intrygującą nazwą „System”, która działa w Niemczech. „W szkołach sportowych, gdzie naucza się technik walki wręcz System, z reguły trenują zwykli sportowcy. Ale za tym wszystkim stoją pracownicy rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU i jednostki specjalnej Sił Powietrznodesantowych. Agenci Kremla, emerytowani żołnierze elitarnych jednostek z licencją na „ciche” morderstwo” – powiedział Reitschuster.
Teraz wyobraźmy sobie przez chwilę, że bojowy „system” Putina przyłącza się do zamieszek sprowokowanych przez „Reichsbürgerów” w Niemczech. Sytuacja wyglądałaby wtedy znacznie groźniej. Ponadto kalkulacja Kremla byłaby dokonywana na niezadowoleniu niemieckiego społeczeństwa z rosnących cen rachunków za media, benzynę itp. Jest mało prawdopodobne, aby ostatecznie doprowadziło to do obalenia obecnego rządu niemieckiego, ale fundamenty demokracji zachwiałyby gruntami. Zakłócona zostałaby wątła równowaga społeczna, która opiera się na zaufaniu do organów państwowych, a wraz z nią stabilność gospodarcza. A nierównowaga niemieckiego systemu gospodarczego doprowadziłaby do „efektu domina” w całej Unii Europejskiej. W ten sposób możliwe byłoby znaczne osłabienie zdolności naszych sojuszników do udzielania Ukrainie pomocy wojskowej i finansowej. Czy nie tego chce Putin?
P. S. Przy okazji, o Borisie Reitschusterze i rosyjskim śladzie. Podczas pandemii covid dziennikarz niespodziewanie (przynajmniej dla mnie) zajął stanowisko antyszczepionkowe. Nie, Reitschuster nie miażdżył różnych nonsensów w stylu Ostapa Stachiva o szkodliwym działaniu szczepionki. Po prostu on, jako wzorowy demokrata, nie mógł zaakceptować brutalnej metody wymuszania szczepień. Dlatego pod postami na Facebooku odpowiednich mediówByło wiele pozytywnych recenzji, liczba zwolenników antyszczepionkowców rosła skokowo. Ale do pewnego momentu. Dopóki dziennikarz, w obliczu rosnących napięć na granicy rosyjsko-ukraińskiej, wspomniał o swoich wcześniejszych preferencjach dziennikarskich i opublikował twardy antyputinowski post. To dopiero początek. „Ale jak możesz? Ale nie rozumiecie Rosji, to dla pokoju! Rosjanie mają szeroką duszę, nigdy nikogo nie zaatakowali” – oburzali się nowo pozyskani zwolennicy.
Nagle pojawił się bezpośredni związek między antyszczepionkowcami a Kremlem. Znamy go w szczególności na przykładzie chersońskiego współpracownika Kiriłła Stremousowa. A tak przy okazji, „Reichsbürgers” w czasach ruchu antyszczepionkowego okazali się jego najbardziej aktywnymi adeptami.