10 października Rosja po raz pierwszy masowo ostrzelała ukraińskie obiekty infrastruktury energetycznej. Spowodowało to awaryjne i planowane przerwy w dostawie prądu we wszystkich regionach. Według najnowszych danych Ministerstwa Energetyki Rosjanie uszkodzili wszystkie elektrownie cieplne i hydroelektryczne, a Kancelaria Prezydenta twierdzi, że połowa systemu energetycznego Ukrainy została uszkodzona w wyniku rosyjskiego ostrzału.
Pomimo regularnego ostrzału, pracownikom branży energetycznej udaje się dostarczyć energię elektryczną w dość krótkim czasie, przynajmniej zgodnie z harmonogramami i szybko przełączać abonentów z uszkodzonych linii na inne sieci.
Opowiadamy historie pracowników jednego z TPP DTEK Energy, którzy dwukrotnie zostali poddani rosyjskiemu ostrzałowi, co wyeliminowało skutki wypadku. Ze względów bezpieczeństwa nie podajemy nazwy ich miejsca pracy i nazwiska.
***
„Na początku było strasznie, potem przychodzi fatalizm”
Sergey pracuje jako elektryk do konserwacji urządzeń elektrycznych stacji na otwartej rozdzielnicy (GRP). Na początku inwazji na pełną skalę, mówi, personel był pewien, że wróg uderzy w obiekty energetyczne, więc nawet wtedy starali się przygotować na takie ataki.
Serhii należy do personelu operacyjnego, który musi być stale w miejscu pracy w ciągu dnia, aby zareagować na sytuację awaryjną lub awaryjną w przypadku czegokolwiek, więc ani on, ani jego koledzy nie poszli do schronu podczas alarmu przed pierwszym uderzeniem rakietowym na stację.
„Na początku wielkiej wojny myśleliśmy, że Rosja przede wszystkim uderzy w podstacje, skąd faktycznie pochodzi i skąd przekierowywana jest energia produkowana w TPP. Oznacza to, że powinny uderzyć w podstacje, aby sparaliżować działanie systemu elektroenergetycznego całego kraju. Dlatego nie chodziliśmy do schronisk i nie opuszczaliśmy miejsca pracy, aby szybko wyeliminować konsekwencje w przypadku czegokolwiek – mówi Serhii.
W dniu pierwszego ataku 10 października Siergiej i jego koledzy pozostali w HCJ.
„Nawet nie mieściło się w naszych głowach, że możemy gdzieś pojechać. Musieliśmy być na miejscu, ponieważ zapewnienie ciągłości dostaw energii do odbiorcy jest naszym głównym zadaniem – wyjaśnia.
Podczas pierwszego ataku rakietowego Serhij wraz z innymi pracownikami pozostał w HCJ
Po pójściu do pracy tego dnia on i inni pracownicy HCJ próbowali przewidzieć, gdzie w takim przypadku będzie można ukryć się w pobliżu. 20 metrów od HCJ znaleziono dwa budynki, w pobliżu których można było się ukryć i skąd wyraźnie widać było, co się dzieje. Tam Siergiej i jego trzej koledzy postanowili przeczekać alarm.
„Stale monitorowaliśmy sieci społecznościowe, a następnie dowiedzieliśmy się o działaniu obrony powietrznej w naszym regionie i o zniszczeniu podstacji. Wróciliśmy do miejsca pracy, aby przenieść te informacje na centralną tarczę. Pierwszy przyjazd złapał nas właśnie na tarczy, gdy usuwaliśmy kolejne sygnały. Nie mogliśmy zrezygnować ze wszystkiego i odejść, uczono nas, że musimy robić wszystko, co od nas zależy – wspomina Serhij.
Po uderzeniu funkcjonariusze HCJ próbowali uruchomić system gaśniczy i ponownie podłączyć linie, aby utrzymać jak najwięcej linii w ruchu. W tym czasie otrzymali telefon od kierownictwa i ostrzegli ich, że pociski znów lecą.
Pracownicy TPP naprawiają uszkodzony sprzęt w TPP
„Po czwartej rakiecie wydaje się, że wszystko jest takie samo. Nie oznacza to, że się nie boisz, robisz wszystko, co możesz zrobić dla systemu i jednocześnie pozostajesz nienaruszony, ale następuje fatalizm. Po zakończeniu alarmu przyjechaliśmy na miejsce zdarzenia, sprawdziliśmy, co możemy zaoszczędzić, co można przywrócić do pracy, co można przenieść na inne linie – mówi Serhij i dodaje, że przez 23 lata pracy w energetyce, mimo sytuacji awaryjnych i awaryjnych, które oczywiście miały miejsce, ataków rakietowych nie można z niczym porównywać.
Mówi, że miał szczęście ze sztabem, który wspólnie rzucił się, aby wyeliminować skutki ciosu. Siergiej przypomina również inny przypadek, kiedy, jak wierzy, miał po prostu szczęście, że przeżył.
„Po drugim ostrzale poszliśmy na zmianę i próbowaliśmy przywrócić to, co zostało zniszczone. Zaledwie trzy lub cztery minuty przed tym, jak miałem kontrolować pewien sprzęt, spadł i wypalił się. Gdybym był pod nim w tym czasie, on również by spłonął. Po takich przypadkach zdajesz sobie sprawę, że wszystko będzie tak, jak powinno być”.
„Nie myślałem o własnym bezpieczeństwie”
Kierownik zmiany w dziale urządzeń elektrycznych i przyrządów pomiarowych, Dmytro, również był w miejscu pracy w dniu ataków. Zdawał sobie sprawę, że TPP jako obiekt infrastruktury krytycznej może zostać ostrzelany, ale był w pracy podczas alarmu.
„Właściwie prowadzimy stację, możemy gdzieś odejść, ale nie możemy odejść z pracy. Nie ma specjalnych doświadczeń, musimy być i to wszystko. Szczerze mówiąc, w tym momencie nie myślano o własnym bezpieczeństwie, trzeba było zrobić maksimum, aby zlokalizować wypadek – mówi Dmytro.
Po pierwszym „przybyciu”, według Dmitrija, sytuacja była trudna, ale nie krytyczna, stacja przeszła w tryb awaryjny, a pracownicy zdołali wyleczyć swoje potrzeby w ciągu kilku minut. Po drugim ataku, jak wspomina, sytuacja była bliska pełnego lądowania TPP „na zero”, czyli do całkowitego zatrzymania stacji.
Kkierownik zmiany działu sprzętu elektrycznego i przyrządów pomiarowych Dmitrij nadzorował personel, który wznowił działanie stacji po drugim ataku rakietowym
W nocy, gdy nastąpił kolejny ostrzał TPP, Dmitrij wkroczył na służbę. W porównaniu z pierwszym atakiem, fala uderzeniowa z drugiego ataku znacznie poważniej uszkodziła sprzęt przedsiębiorstwa. W tym momencie światło tysięcy konsumentów zgasło na kilka sekund. Następnie to Dmitrij zarządzał personelem, który najpierw leczył własne potrzeby stacji, co pozwoliło wyeliminować sytuację awaryjną i przywrócić wytwarzanie energii.
„Nie widziałem ani nie słyszałem tego wcześniej”
Andrij, który pracuje jako specjalista w diagnostyce naprawczej i kontroli, przypomina również, że uderzenia rakietowego w podstacje nie można porównać z żadną regularną lub awaryjną sytuacją, która miała miejsce wcześniej. Od początku inwazji na pełną skalę on i jego koledzy zeszli do schronów, skąd usłyszeli najpierw gwizd pocisków, a następnie potężne eksplozje.
„Tego dnia byliśmy w schronie, usłyszeliśmy gwizd, potem sekundę lub dwie i eksplozję. To przerażające, takie rzeczy nie zdarzają się człowiekowi na co dzień, nie widziałem ani nie słyszałem tego wcześniej” – wspomina.
W czasie ataku rakietowego Andrij i jego koledzy byli w schronie przeciwbombowym, gdzie usłyszał najpierw gwizd pocisków, a następnie potężne ciosy
Po ostrzale 10 października Andrij dosłownie mieszkał w HCJ, gdzie musiał zdezerterować sprzęt, aby mógł szybko wyszukać i kupić niezbędne części zamienne.
„Po pierwszym przypadku każdy, kto mógł, nawet sąsiednie jednostki pomogły głupio, bez pieniędzy. Wszyscy rozumieli skalę sytuacji. Pracownicy nie mieli ustalonych grafików, wszyscy zostawali w pracy tak długo, jak było to konieczne – mówi Andrii.
Proces eliminowania skutków uderzenia rakietowego na elektrownie cieplne prowadził szef służby systemów ochrony, automatyki i łączności Siergiej. To od niego pracownicy HCJ otrzymali instrukcje dotyczące przełączania operacyjnego podczas ostrzału.
Kierownik serwisu systemów ochrony, automatyki i komunikacji Sergey nadzorował wszystkie procesy eliminacji skutków uderzenia w wyposażenie elektrowni cieplnych
„Wznowiliśmy pracę sprzętu na około pięć godzin, ale stacja doznała takich uszkodzeń, że w ogóle nie wiemy, kiedy będziemy w stanie osiągnąć poziom niezawodności wymagany przez działanie takich przedsiębiorstw”, mówi Serhii.
„Nie jesteśmy bohaterami, ponieważ nie jesteśmy w stanie wojny”
„Nie ma strachu jako takiego, energia jest ogólnie niebezpieczną pracą, ale ludzie rozumieją, gdzie pracują i wszystkie niebezpieczeństwa związane z tą pracą”, mówi Serhii, szef systemów ochrony, automatyki i komunikacji.
Jego zdaniem ukraińska dyspozytornia, która jako pierwsza przyjęła cios od ataków rakietowych, jest jedną z najlepszych na świecie, chociaż sami pracownicy energetyki nie uważają się za bohaterów.
„Nie jesteśmy żołnierzami, po prostu wykonujemy swoją pracę. Nie uważam się za bohatera. Wojna to wojna, a my wciąż mamy pracę, możemy wrócić do domu, spać w łóżku. Nie jesteśmy wojskiem” – powiedział Dmytro.
Starszy elektryk Siergiej dodaje, że po rakiecieEnergetycy są ostatnimi, którzy myślą o bohaterstwie, ponieważ zajmują się przede wszystkim renowacją zniszczonego sprzętu i nazywają to „po prostu pracą”.
„Największym problemem jest sprzęt”
Energetycy porównują cały system energetyczny Ukrainy z dużą skomplikowaną siecią i to dzięki tej sieci można dziś przełączać odbiorców z uszkodzonych linii na zapasowe. Energia elektryczna nie może być jednak produkowana do wykorzystania w przyszłości – cała energia produkowana w TPP trafia do rozdzielni, gdzie jest rozprowadzana liniami i dostarczana do odbiorców.
Z powodu uszkodzeń stacja nie może wyprodukować całej niezbędnej ilości energii, dlatego na całej Ukrainie wprowadzono harmonogramy planowanych i awaryjnych przerw w dostawie prądu, zgodnie z którymi energia elektryczna jest dostarczana najpierw do jednej części odbiorców, a następnie do drugiej.
Energetycy twierdzą, że największym problemem w wyeliminowaniu skutków uderzenia jest brak sprzętu, którego część musi być wykonana na zamówienie
„Nasz system został zaprojektowany z pięcio-sześciokrotnym zasilaniem linii rezerwowych, a obwody w sieciach są zaprojektowane w taki sposób, aby można je było ponownie zasilać z dowolnego miejsca i w różnych klasach napięcia. Bo np. w Stanach Zjednoczonych kilka stanów może być na tej samej linii energetycznej, ale mamy linie zapasowe, dzięki którym teraz przeżywamy – mówi Andrij, specjalista od serwisu naprawczo-kontrolnego.
Wiosną Ukraina dołączyła do europejskiej sieci elektrycznej, więc teraz możemy wymieniać energię elektryczną z innymi krajami europejskimi. Jednak ukraińska sieć energetyczna została zaprojektowana w czasach sowieckich, więc większość niezbędnego sprzętu do naprawy uszkodzonego sprzętu już nie istnieje lub musi być wykonana na zamówienie, ponieważ różni się od europejskiej.
„Jest sprzęt, którego po prostu nie da się przywrócić, jest sprzęt, którego nie ma, na przykład transformatory. To na nich biją Rosjanie. Są duże i drogie, różnią się od tych w Europie, więc muszą być wykonywane na zamówienie”, wyjaśnia Serhii, elektryk do serwisowania urządzeń elektrycznych stacji w GRP.
Energetycy pracują nad przywróceniem uszkodzonego sprzętu przez co najmniej następne sześć miesięcy
Szef serwisu systemów ochrony, automatyki i komunikacji Sergey ma nadzieję, że nie osiągnie całkowitego blackoutu, ponieważ system stoi od 10 miesięcy.
„Mamy nadzieję, że ze względu na nasycenie naszej obrony powietrznej i zmniejszenie zdolności wroga, ostrzał systemu energetycznego nie będzie już tak masowy. Wierzę, że cały kraj nie będzie w stanie pogrążyć się w ciemnościach – dodaje Serhij.
Jednak energetycy przygotowują się na różne scenariusze, ponieważ najemcy będą nadal uderzać w infrastrukturę krytyczną. Teraz możliwe jest utrzymanie systemu dzięki planowanym przestojom i właściwej dystrybucji energii. Czas trwania tych awarii, jak twierdzą eksperci, jest trudny do przewidzenia, wszystko zależy od dostaw sprzętu i dalszych możliwych uszkodzeń infrastruktury. Teraz energetycy mają pracę nad przywróceniem przez co najmniej sześć miesięcy.
„Ogólnie rzecz biorąc, system został pobity bardzo mocno, to nie zdarzyło się w żadnym kraju. To jest terroryzm” – podsumowuje Andrii.