Niedawno słynny rosyjski pisarz emigracyjny Borys Akunin (Grigorij Chkhartishvili) opublikował swoją nową powieść zatytułowaną The Devil’s Lawyer. Tytuł na pierwszy rzut oka jest dość stereotypowy, od razu przywodzi na myśl słynną powieść Andrew Nydermana „Adwokat diabła” i jeszcze głośniejszy film Taylora Huckforda o tym samym tytule z Keanu Reevesem w roli tytułowej. I ogólnie rzecz biorąc, historia kompromisów z sumieniem jest tak stara jak świat, który albo nieświadomie, albo dobrowolnie popycha pozornie szanowaną osobę na ścieżkę ochrony zła.
Jaka jest więc specyfika nowej książki Akunina? Chodzi o Rosję przyszłości, niedalekiej, mamy nadzieję, przyszłości, w której reżim Putina został właśnie pokonany. Tak więc pisarz opisuje sytuację tezy:
„McDonald’s wraca do Rosji. ” Repa-frytki, „borschevik-pai” i „ivanchai-kola”, które Rosjanie uwielbiali, pozostaną w menu. Kirill Serebrennikov (reżyser emigracyjny, sprzeciwiał się inwazji w Ukrainę – red.) został mianowany dyrektorem artystycznym Teatru Bolszoj. Pierwszą inscenizacją maestro będzie opera Belliniego „Norma”, libretto Władimira Sorokina (rosyjskiego pisarza dysydenckiego, którego dorobek obejmuje także powieść „Norma”, opowiadającą o sowieckim systemie represyjnym – przyp. red.). Patriarcha pobłogosławił wyświęcanie kobiet. W RKP pojawią się metropolici, biskupi i protopopowie. Korea Północna odmówiła ekstradycji Eugeniusza Prigożyna. Ambasada KRLD poinformowała, że będzie pracował w swojej specjalności – jako kucharz w jadalni gminy rolniczej „Zorya Chuche”.
Oto taka zabawna sytuacja. Jak do tego doszło? Oczywiste jest, że nie poprzez uczciwe i uczciwe wybory. Zabawnie jest o tym pisać, żaden czytelnik nie uwierzy autorowi. Nie przez „zamieszki, rewolucje i powstania”. Nawet przez pałacowy zamach stanu czy pucz „czarnych pułkowników”. Nie chodzi o ręce agentów CIA czy MI-6 z licencją na morderstwo. Po prostu „Narodowy Przywódca”, jak nazywa się go w powieści, złapał cios (Rosjanie mają piękny termin „uścisk kondraszki”) podczas nudnej, wielogodzinnej prostej. Próbował zrobić żartować z amerykańskiego prezydenta, jak to, co puścił podczas wizyty Angeli Merkel, o „babci”, która mogłaby zostać „dziewczynką”, gdyby musiała wiedzieć co.
„Stary paranoik po prostu nie mógł wytrzymać wielomiesięcznego stresu wojny, przeciążał układ nerwowy używkami” – ustalił autor przyczynę śmierci.
Ale najważniejsze nie jest to, ale fakt, że następca „Narodowego Przywódcy” pochodzi skąd? Zgadza się: wszystkie z tych samych rosyjskich służb specjalnych i od chwalebnej dynastii rosyjskiej „tajnej policji”. Jakimś cudem udało mu się w pewnym momencie powstrzymać od aktywnego udziału w inwazji, od krwawych oświadczeń, od wydarzeń, w których okupacja została przeproszona itp. Miał szczęście, że w porę popadł w królewską niełaskę i został wysłany na dalekie peryferie – gubernatora fikcyjnego miasta Władysławowostok.
A oto najciekawsza rzecz w powieści: jak Zachód postrzegał nowego „narodowego przywódcę”? Warto to zacytować, ponieważ wersja Akunina wydaje mi się zaskakująco prorocza:
„Zachód był również pełen nadziei, ponieważ Zachód jest pozytywny, optymistyczny i postrzega każdą zmianę jako szansę na lepsze. Stary rosyjski władca nie miał dokąd się wycofać, czekał w Hadze, a ten nie był niczym skażony, nie oderwany od rzeczywistości, znowu całe jego życie było przed nim. Sygnały z Waszyngtonu, Londynu i Brukseli leciały do tymczasowego prezydenta”.
Przypomnijmy sobie, jak ponad 22 lata temu ten sam Zachód witał prezydenturę hebistowskiego Putina. Wtedy nikt nie podejrzewał, jak niebezpieczne jest to dla globalnej architektury bezpieczeństwa. Niewiarygodny Borys Jelcyn ma już wszystkich na Zachodzie, więc nikt nie był przeciwny wymieńcom w najwyższym gabinecie Kremla nawet tam. Co więcej, alternatywny kandydat na to stanowisko, Jewgienij Primakow, bynajmniej nie był akceptowalnym kandydatem zachodniego establishmentu. Wiadomo, że był głównym promotorem konfliktu na Bliskim Wschodzie. Wszyscy pamiętają jego antyzachodnie uwagi, jego słynny „zwrot nad Atlantykiem”, kiedy rozkazał swojemu samolotowi, który zmierzał do Waszyngtonu, wrócić do Moskwy w proteście przeciwko nalotom na Jugosławię. Tymczasem Putin uśpił słuchanie Europejczyków i Amerykanów postępową prozachodnią retoryką.
Następnie, na wysokich stanowiskach w Waszyngtonie i Brukseli, zobaczyli powody dojścia Putina do władzy. Tak jak teraz zobaczylibyśmy w przyjściu na fotel władzy na Kremlu „trochę lepszego Rosjanina”. Niesplamione wojną, przynajmniej pozornie – to wystarczy, by przywrócić kontakty, stopniowo poznać sankcje, a nawet aktywną współpracę, m.in. w zakresie globalnego bezpieczeństwa.
Ostatnio na kanale telewizyjnym CNN odbył się głośny wywiad z byłym brytyjskim premierem Borisem Johnsonem. Najciekawszym momentem, przynajmniej dla Ukraińców, jest moment, w którym rozmówca analizuje stanowiska świataZachodnia polityka w przededniu rosyjskiej inwazji.
„To był ogromny szok… Obserwowaliśmy, jak grupowane są rosyjskie grupy taktyczne batalionów, ale różne kraje reagowały inaczej… Niemcy w pewnym momencie uwierzyły, że jeśli tak się stanie, co będzie katastrofą, to lepiej skończyć ze wszystkim szybciej, a Ukraina się poddać” – powiedział Johnson o niemieckich politykach. Przecież jeszcze wcześniej wiedzieliśmy ze słów ambasadora Andrija Melnyka, że np. niemiecki minister finansów Christian Lindner był przekonany, że Ukraina wytrzyma „kilka godzin”. Dlatego, jego zdaniem, „zaopatrywanie (Ukrainy) w broń lub odłączanie Rosji od ..SWIFT śmieszne”.
Francuzi, według Johnsona, do ostatniej chwili nie chcieli uwierzyć w rosyjską ofensywę na pełną skalę. Czy możesz ich za to upomnieć? Przecież ukraińskie kierownictwo było też niemal przekonane, że nie będzie ofensywy.
Johnson skrytykował także włoski rząd, którego ówczesnym premierem był Mario Draghi. „W pewnym momencie Włosi powiedzieli, że po prostu nie mogą poprzeć stanowiska innych krajów z powodu uzależnienia od rosyjskich węglowodorów” – powiedział były brytyjski premier.
Jednocześnie Johnson powiedział, że po tym, jak ukraińska armia pokazała, że jest w stanie skutecznie odeprzeć rosyjską agresję, stanowiska państw zachodnich zmieniły się radykalnie. „Wszyscy – Niemcy, Francuzi, Włosi, wszyscy, Joe Biden – widzieli, że po prostu nie ma wyboru. Bo nie można się zgodzić z tym facetem (Putinem). To kluczowy punkt” – powiedział były premier Wielkiej Brytanii. Przyznał, że wtedy „Eurounia wykonała świetną robotę” i zorganizowała silną opozycję wobec Rosji i pomocy dla Ukrainy.
Jest to zrozumiałe, ale kwestia stosunku Zachodu do postputinowskiej Rosji pozostaje otwarta. Sojusz „wojowników światła, wojowników dobra” kierowany przez Ukrainę, zbrodniczy reżim wygra, ale co dalej? Przepis na dokończenie pierwszej wojny światowej nie działa, odrzucamy go natychmiast. Recepta na denazyfikację i demilitaryzację hitlerowskich Niemiec okazała się skuteczna. Ale jest mało prawdopodobne, że będzie można go zastosować do Rosji, ponieważ sytuacja będzie się znacznie różnić od niemieckiej. Można oczywiście marzyć, że wojska alianckie wkroczą do Moskwy, zrzucą gwiazdę z Kremla i wylądują na jej miejscu trójząb. Skończyłoby się to jednak raczej negocjacjami, w których Rosja będzie zmuszona podpisać haniebny dla niej traktat pokojowy. Cały „wstyd” najprawdopodobniej będzie polegał tylko na tym, że kraj agresor będzie zmuszony zwrócić wszystkie nielegalnie okupowane terytoria.
Spory będą toczyć się wyłącznie wokół zachowania sankcji. To znaczy, czy Zachód będzie miał wolę polityczną, aby nalegać na radykalne reformy demokratyczne w Rosji w celu stopniowego znoszenia kar. Albo z radości, że wojna się skończyła, zgodzi się, jak napisał Włodzimierz Lenin w swoim pierwszym dekrecie, na „pokój bez aneksji i odszkodowań”. Jeśli rozwój wydarzeń przebiega zgodnie z drugim scenariuszem, to nie idźmy do wróżbity, za kilka lat, gdy tylko uda nam się przywrócić potencjał militarny, będziemy mieli powtórkę kampanii rewanżystowskiej Kremla.
Dlatego głównym zadaniem ukraińskiej dyplomacji (oczywiście po udzieleniu pomocy wojskowej) jest ciągłe wyrażanie tego zagrożenia w zachodnich stolicach. Żeby Zachód nieświadomie nie stał się „cholernym prawnikiem”.