Na miejscu katastrofy rakietowej w Polsce zebrano już pewne dowody, które pokazują sekwencję wydarzeń – powiedział szef Biura Polityki Międzynarodowej przy prezydencie RP Jakub Kumoh w rozmowie z TVN24, pisze „Europejska Prawda».
«Dziś jest wiele dowodów na to, że jeden z pocisków, który miał zestrzelić rosyjską rakietę, nie trafił w cel, system samozniszczenia nie zadziałał, a ten pocisk niestety doprowadził do tragedii„, powiedział Kumoh.
Według jego słów, na miejscu katastrofy rakietowej pracuje obecnie polsko-amerykański zespół śledczy, a Ukraińcy również poprosili o udostępnienie im śledztwa.
«Jeśli obie strony się zgodzą, a o ile mi wiadomo, nie ma zastrzeżeń ze strony amerykańskiej, to taki dostęp może zostać przyznany w najbliższej przyszłości. Jeśli zespół śledczy nie będzie miał żadnych uwag na poziomie technicznym, to prawdopodobnie nie będzie powodu, aby odmawiać Ukraińcom dostępu„, powiedział.
Na pytanie, jakie dowody ma śledztwo, szef Biura Polityki Międzynarodowej przy prezydencie RP odpowiedział: „Wrak rakiety, głębokość krateru, eksperci obliczają kierunek, z którego rakieta przybyła, a nawet ilość zużytego paliwa».
Kumoh dodał, że istnieją również odpowiednie filmy, ale odmówił ujawnienia ich treści, ponieważ widział je w trybie tajnym.
Jednocześnie polski urzędnik podkreślił, że nikt nie oskarża Ukrainy o celowe bombardowanie polskiego terytorium.
«Rosja zbombardowała Ukrainę tego dnia i ponosi pełną odpowiedzialność za wszystko, co spada. Przypomina to sytuację, w której osoba wyszła na drogę i spowodowała kolizję między samochodem a autobusem. Czy samochód jest winny? Nie, osoba, która wyszła na drogę i spowodowała wypadek, jest winna„, powiedział.
Rakieta na terenie spichlerza w polskim województwie lubelskim spadła wieczorem we wtorek 15 listopada, kiedy Rosja masowo wystrzeliła rakiety na terytorium Ukrainy, w tym na regiony graniczące z Polską. Początkowo pojawiły się doniesienia, że był to rosyjski pocisk, ale później okazało się, że był to rosyjski pocisk S-300. Za pomocą tych pocisków ukraińska obrona powietrzna zestrzeliwuje rosyjskie cele powietrzne.
Zarówno polskie władze, jak i kraje NATO są zgodne, że Rosja jest odpowiedzialna za ten incydent.