W tym tygodniu na świecie miały miejsce dwa ciekawe wydarzenia, które są bezpośrednio związane z wojną Rosji z Ukrainą i mogą w jakiś sposób wpłynąć na jej przebieg. Mowa o wizycie prezydenta Rosji Władimira Putina w Iranie i czwartym spotkaniu państw członkowskich warunkowej koalicji antyputinowskiej w formacie ramstein, czyli Grupa Kontaktowa ds. Obrony Ukrainy.
Po pierwsze, o irańskiej podróży szefa Kremla. Dla niego była to między innymi (a może przede wszystkim) kolejna próba przełamania stworzonego wokół niego pierścienia międzynarodowej izolacji. W końcu w Teheranie Putin spotkał się nie tylko z prezydentem Iranu Ibrahimem Raisim, ale także z prezydentem Turcji Recepem Tayyipem Erdoganem.
Spotkania jeszcze się nie rozpoczęły, a wielu dziennikarzy relacjonujących wizytę Putina w Teheranie zwracało uwagę na jego problemy zdrowotne. Przede wszystkim wyraźnie widać było, jak Putin prawie upadł, wysiadając z samolotu, a następnie utykał, idąc z drabiny samolotu do samochodu ambasady. Po drugie, dziennikarze zauważyli, że Putin nie porusza prawą ręką. Więc nawet nie pogratulował ludziom, którzy spotkali go na lotnisku. Ale nie popadajmy w nadmierny optymizm, ponieważ od dawna krążą pogłoski, że Putin jest w grobie jedną nogą, a on, jak wampir, za każdym razem ożywa.
Wiadomo, że głównym tematem negocjacji między rosyjskim gościem a irańskim kierownictwem były drony. Dziwne czy nie, do tej pory Rosjanie wszędzie chwalili się swoimi wojskowymi dronami, różnymi „orłami”, „orionami”, „placówkami”, „placówkami” itp. Twierdzili, że są w nich najlepsi, „analagavnet”, a co najważniejsze – nieosiągalni dla ukraińskiej broni.
Okazało się, że to, delikatnie mówiąc, nie jest do końca prawdą. Straty rosyjskich dronów na froncie są tak poważne, że sam Putin musiał jechać z „chelobytną” do Teheranu, by błagać o drony lokalnej produkcji. Oczywiście mówimy o dronach takich jak „Shahid”. Ale to, czy Kreml je zdobędzie, to wielkie pytanie. Iran, bez względu na wszystko, stara się skorygować swoją pozycję jako kraju pariasa na arenie międzynarodowej, a zatem nie spieszy się ze współpracą z państwem, które ostatnio stało się rekordzistą w liczbie nałożonych na niego sankcji. Przynajmniej irański minister spraw zagranicznych Hossein-Amir Abdollahian zapewnił, że jego kraj nie będzie dostarczał broni do Rosji.
Teheran nie spieszy się więc, by stać się sojusznikiem Moskwy. Co więcej, Departament Stanu USA jednoznacznie ostrzegł władze Iranu, że jeśli dostarczą drony Rosjanom, spotkają ich dodatkowe sankcje.
Niezbyt udane dla Putina było jego spotkanie w Teheranie z Erdoganem. Zaczęło się od tego, że rosyjski przywódca musiał czekać na swojego tureckiego odpowiednika, nerwowo kołysząc się i przesuwając się z nogi na nogę. Przypomnijmy, że do tej pory to Putin pozwalał sobie na spóźnienie na spotkanie i robił to raczej celowo, aby zademonstrować swoją supremację. Ale nawet okazana cierpliwość nie pomogła Putinowi przekonać Erdogana do swojej strony ani w kwestii Syrii, gdzie kraje mają diametralnie sprzeczne interesy, ani w kwestii ukraińskiej, gdzie Ankara łagodzi problem dostaw ukraińskiego zboża. Erdogan dał jasno do zrozumienia swojemu odpowiednikowi, że zamierza rozwiązać kwestię syryjską na swój własny sposób, nieszczególnie biorąc pod uwagę interesy Rosji w regionie. A jeśli chodzi o ukraińskie zboże, ponownie turecki przywódca zalecił Putinowi, aby poddał się i przestał blokować szlaki morskie.
Ogólnie rzecz biorąc, dyskusja na temat eksportu ukraińskiego zboża nagle ujawnia coraz więcej interesujących szczegółów. Na przykład jednym z warunków przedstawionych przez Rosję jest zawieszenie broni na południu Ukrainy. Co to oznacza? Przede wszystkim, że rosyjska machina wojskowa została wyczerpana. Rosja nie jest zdolna nie tylko do działań ofensywnych w regionach Chersonia i Zaporoża, ale naprawdę boi się o swoje zdolności obronne. Zwłaszcza na tle tego, jak armia ukraińska z pomocą amerykańskiego MLRS HIMARS metodycznie, jeden po drugim, niszczy rosyjskie składy amunicji, stanowiska dowodzenia, bazy lotnicze, systemy obrony powietrznej itp. W Internecie pojawia się coraz więcej filmów z przerażonymi rosyjskimi żołnierzami narzekającymi na obecną wyjątkowo niefortunną sytuację.
Ale czy Ukraina jest zdolna do potężnej operacji kontrofensywy? Jeszcze nie – brakuje ofensywnej siły ognia. Taki stan rzeczy może skorygować bardziej aktywne i systematyczne zaopatrywanie naszej armii w odpowiedni zachodni sprzęt wojskowy. Kwestia ta była omawiana na Ramstein-4 20 lipca. Czy ten problem został rozwiązany?
Minister obrony Ołeksij Reznikow sugeruje, że tak, choć nie ujawnia wszystkich szczegółów osiągniętego porozumienia. „W porozumieniu z kolegami jesteśmy zaintrygowani lwią częścią istniejących i nowych pakietów pomocowych, które obejmują dostawy broni, amunicji, szkolenia naszych żołnierzy i wiele innych. Po pierwsze, będą odczuwalne przez wroga na polu bitwy Bitwa. Pozytywnym sygnałem spotkania są nowe zobowiązania partnerów. Które odnoszą się do lądu, morza i nieba” – Napisał jest na swojej stronie w Na Facebooku.
Cóż, wskazówka jest zachęcająca, zwłaszcza, że Reznikov ujawnił jeden szczegół: „W następnym pakiecie pomocy ze strony Stanów Zjednoczonych, który ma zostać ogłoszony w tym tygodniu, między innymi, będą 4 systemy M142 HIMARS, które już wpływają na przebieg działań wojennych”.
„Ramstein-4” był interesujący zwłaszcza dlatego, że strona ukraińska informowała o użyciu dostarczonego jej zachodniego sprzętu wojskowego. Według naszego ministra zachodni partnerzy byli nie tylko zadowoleni ze sposobu, w jaki ukraińscy żołnierze używają broni, ale „wyrażali podziw dla umiejętności naszych żołnierzy”. Przede wszystkim mówimy o wykorzystaniu systemów artyleryjskich w bitwach i ostrzale obiektów strategicznych na tyłach wroga za pomocą HIMARS.
Najważniejszą rzeczą, która została ogłoszona na spotkaniu, na którym zebrało się 50 krajów partnerskich ze wszystkich kontynentów (z wyjątkiem oczywiście Antarktydy), jest to, że nie ma „zmęczenia” wojną na Ukrainie. „Istnieje zrozumienie, że nie chodzi o Ukrainę, ale o bezpieczeństwo całej Europy” – zapewnił Reznikow.
Istnieje również zrozumienie Zachodu, że nie można opóźnić deokupacji ziem ukraińskich, ponieważ Rosja aktywnie przygotowuje ich aneksję. I tak naprawdę tego nie ukrywa.
„Teraz geografia jest inna. To nie tylko „DRL” i „ŁRL”, to także region Chersonia, region Zaporoże i wiele innych terytoriów. I ten proces trwa. I trwa konsekwentnie i wytrwale. Tak jak Zachód, w takiej, powiedziałbym, bezsilnej wściekłości lub w pragnieniu jak największego pogorszenia sytuacji, pompuje Ukrainę coraz bardziej dalekosiężną bronią, te HIMARS, jakby Reznikow już tam był lub ktoś w nich chwalił się, że otrzymali już 300-kilometrową amunicję, no cóż, co oznacza, że zadania geograficzne odsuną się jeszcze dalej od obecnej linii” – powiedział rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow w wywiadzie dla rosyjskich mediów propagandowych. I tymi słowami szef rosyjskiego MSZ zdradził tylko obawy Kremla, które nasilają się z każdym dniem.