Wszyscy słyszeliśmy takie sformułowania jak „prawdziwy kozak”, a nawet „prawdziwy Ukrainiec” więcej niż raz. Nacisk na „autentyczność” a priori powinien obejmować przynajmniej pewne elementarne badania, a przynajmniej pojednanie i porównanie z „fałszywym”. Ale już z najprostszej analizy wynika, że w większości przypadków są to sztuczne konstrukty, które bardzo często mają literackie, aw naszych czasach kinowe pochodzenie. Że te sztampowe obrazy są produktem czyjejś celowej i świadomej działalności, starej walki ideologicznej i propagandy. Na przykład, że mit kozacki to nie tylko płaczliwy patos Tarasa Szewczenki, nie naukowca, ale mega utalentowanego poety i artysty, ale także równie utalentowanego Mykoły Gogola. To dzięki „Tarasowi Bulbie” główne ideologie polityki rosyjskiej, imperialnej i historycznej zostały ustanowione na naszych rozległych przestrzeniach.
Nie jest to tajemnica, ale nawet dobrze zbadany przez historyka i publicystę Klimenta Fedevicha na temat wykorzystywania przez Rosję tematów kozackich do kształtowania wyraźnych antykatolickich i antypolskich nastrojów wśród prawosławnych obywateli. Tak więc korzenie gloryfikacji ukraińskich Kozaków sięgają czasów carskiej Rosji. Mit kozacki, podobnie jak sam hetman Bohdan Chmielnicki, od dawna jest zakorzeniony jako główny fundament tego, co teraz z obrzydzeniem nazywamy „rosyjskim światem”. W czasach sowieckich atrybuty bezkompromisowej walki klasowej zostały dodane do tego antyzachodniego mitu. Z okrutną zemstą na „polskich panach”, „jezuitach”, „żydowskich lokatorach”. A jeśli dodamy do tego historię „zjednoczenia” i krew haydamaky, to wcale nie dziwi, że tylko ci, którzy „nie zdradzili wiary prawosławnej”, walczyli o „świętą Ruś”, wycinali Polaków, katolików, unitów, bogatych Ukraińców i Żydów, stają się prawdziwymi Ukraińcami.
I wierzcie mi, ta antyzachodnia mitologia kozacka prawie nie uległa żadnym zmianom nawet w naszych czasach. Oglądając „edukacyjne” ukraińskie filmy dokumentalne, zwłaszcza z udziałem doktorów nauk historycznych Chukhleb and Co., nigdy nie przestajesz być zdumiony prymitywnością prezentacji starej sowiecko-rosyjskiej narracji. Służąc mu w całej hybrydowej brzydocie inscenizowanych scen, fałszywej grze aktorów i opowiadaniu ideologicznych konstruktów współczesnej rosyjskiej propagandy. Propaganda w twórczości i sztuce obrazu rzeczywistego, z punktu widzenia Rosji, ukraińskiego. Tak, że gardło będzie gryźć prawosławną Rosję, że już nigdy nie pozwoli na dominację „polskich panów”, bezwzględnego nożownika, który tylko pada na kolana przed królową, gotowy zabić własne dzieci za to, że skusiły się na uroki zachodniej cywilizacji. W tym samym czasie trochę głupi, złośliwy, skąpy, przebiegły i zawsze gotowy zdradzić trochę rosyjskiego za okazyjną cenę.
Nie tylko wielcy rosyjscy pisarze, ale także patriotyczni ukraińscy twórcy, artyści i aktorzy dołączyli do kształtowania przez Rosję wizerunku „prawdziwego” Ukraińca. W końcu wybitny ukraiński aktor Bogdan Stupka nie odmówił roli w filmie komunistycznego Bortko „Taras Bulba”. W tym antyzachodnim hymnie przemienionym przez rosyjskiego propagandzistę. Gdzie głównymi wrogami „prawdziwych” Ukraińców są Polacy, katolicy, panowie i cały świat zachodni. Gdzie hasło Gogol „Dla Rosji” zamieniło się w „Dla ruskuyu zemlya”, „Dla Racii”. W filmie, który stał się centralną postacią propagandy „rosyjskiego świata” w naszych czasach. Również słynny nacjonalista Bohdan Benyuk nie odmówił roli nikczemnego ukraińskiego chorążego. Szczery Ukrainiec i patriota nie gardził rolą anegdotycznego „khakhla”. A takich ludzi, którzy chcieli pomóc Rosjanom w kreowaniu wizerunku „prawdziwego” Ukraińca, było kilkanaście groszy. A co z tymi „prawdziwymi”?
Oczywiste jest, że wszyscy ci pisarze, reżyserzy, aktorzy, postacie kultury, naukowcy, którzy uważali, że konieczne jest opowiedzenie „po ukraińsku” o ukraińskiej historii, to znaczy bezkrytycznie, nie różnili się zbytnio od Rosjan. Wydawało im się, że jeśli zmienisz plus na minus i odwrotnie, ale opuścisz stare historyczne płótno, otrzymasz mega-patriotyczny produkt. Jeśli przyjrzymy się bliżej twórczości ukraińskich reżyserów w ciągu ostatnich trzydziestu lat, okaże się, że filmy zrealizowane kosztem ukraińskiej diaspory są tą samą skrajnie zideologizowaną sowiecką regurgitacją. Że wszystkie te „Atentat. Jesienne morderstwo w Monachium”, „Invictus”, „Żelazna setka” nie mają nic wspólnego z kinem. Są to pewnego rodzaju agitacja, aby rozbawić próżność zagranicznych bojowników, ich dzieci i wnuków. Są to martwe postacie, które mówią cytatami z partyjnych arkuszy bitewnych, prac ideologicznych i instrukcji. Mogą przemawiać tylko do słabo wykształconych i sentymentalnych zwolenników starych przestarzałych ideologii. Nie wywołają żywego podziwu ani chęci naśladowania, na co tak bardzo liczyli twórcy produktu. I to dobrze. Bo „figury woskowe” nie mogą służyć jako przykład prawdziwego patriotycznego Ukraińca.
Niemniej jednak pozostaje otwartym pytaniem, dlaczego tak się stało, jacy dokładnie konkretni reżyserzy i to właśnie za takie scenariusze otrzymali. finansowanie prywatne, a zwłaszcza publiczne? Oczywiście odegrała tu pewną rolę tak zwana koniunkcja patriotyczna. Cóż, który świadomy narodowo minister będzie miał rękę nie dać pieniędzy na patriotyczny film o prawdziwych Ukraińcach? O młodych chłopakach, którzy zginęli w bitwie pod Krutami? Oczywiście, że żadnego. A to, że film okaże się słabą kopią radzieckiego kina ideologicznego i nie będzie refleksji nad przyczynami śmierci tych młodych Ukraińców, to nie słowo. Film został wydany, został trochę obejrzany i zapomniany. Ponieważ zło nie robi wrażenia i nie jest pamiętane. Choć został nakręcony w zupełnie innym celu – dla wzmocnienia ducha patriotycznego w ukraińskim społeczeństwie. Okazało się, że jest na odwrót. Dorośli nie lubili tego filmu, ponieważ pamiętali z sowieckiego doświadczenia, jak ciekawe, wbrew okolicznościom, może być nawet kino ideologiczne. Nie przyszedł młody, ponieważ nie miał nic wspólnego z prawdziwym życiem. W rezultacie temat jest zepsuty, a pieniądze są wydawane.
Co więcej, po wydaniu wielu ukraińskich filmów historycznych o „prawdziwych” Ukraińcach, takich jak historia atamana Simona Petlury, wielu Ukraińców rozwinęło niemal niechęć do opowieści filmowych z prymitywną fabułą ideologiczną i grą na poziomie północnokoreańskiego teatru z nie-Khlyui makijaż. Z przyklejonymi brodami, fałszywymi emocjami i „poprawnymi”, według autorów, akcentami ideologicznymi. W tych filmach sztuczność i intryga przemawiają od pierwszej do ostatniej klatki. Odpycha martwe akapity przestarzałych podręczników.
Ale na szczęście bojownicy w obecnej wojnie bardzo łatwo radzą sobie bez historycznego patosu ideologicznego i jakoś nie muszą znajdować „prawdziwych Ukraińców” w swoim walczącym społeczeństwie. Prawdziwi są bowiem wszyscy ci, którzy wiernie bronią swojej ojczyzny i swojego ludu. Zauważ, że nie jest to ideologia, nie jest doktryną polityczną, a zwłaszcza nie jest to partia polityczna z jej politycznym beaumontem.
Co ciekawe, stare narracje historyczne, które do niedawna były zręcznie forsowane w formie ideologii narodowej przez urzędników państwowych z polityki historycznej, okazały się niepotrzebne. Jak szybko rekwizyty „prawdziwej” kultury narodowej, które zostały wyprodukowane przez pisarzy „Spilchan”, artystów, teatry, a także chóry i grupy taneczne, zostały pokryte prochem strzelniczym. O tym już niedawno zapomniano, nakręcono hojne fundusze z budżetu państwa na pozbawione talentów filmy o tematyce historycznej. Bo filmy z komponentem propagandowym i sztuczną estetyką patriotyczną na początku są produktem drugorzędnym. Ale to nie dotyczy przekonań „kanapowych” bojowników o właściwą historię, czysty naród i o „prawdziwych” Ukraińców. Którzy czekają na zwycięstwo, aby ponownie zaoferować swoje usługi kosztem budżetu państwa. Pytanie pozostaje otwarte. Czy znów im się uda?