Klasyczna ukraińska polityka zakończyła się 24 lutego. Kiedy działa nieco opadną, problemy Wołodymyra Zełenskiego wyłonią się z głębin. A spory polityczne powrócą, ale bez partii wspierających Kreml. Władimir Fesenko, ukraiński politolog, dyrektor Centrum Studiów Politycznych Penta, mówi o tym w wywiadzie dla Biełsatu. Wywiad przeprowadził Michał Katsevich.
– Jeśli spojrzysz z boku, zobaczysz Wołodymyra Zełenskiego i nikogo innego. Dokąd poszła ukraińska polityka?
– Po 24 lutego (początek rosyjskiej agresji) zakończyła się klasyczna polityka ukraińska. Tak jak to znamy: chaotyczny, pełen konfliktów, które nie prowadzą do zmian. Był to specyficzny ukraiński pluralizm, który był niezrozumiały dla zewnętrznego obserwatora i wywoływał frustrację oraz wrażenie, że wszyscy głupio ze sobą walczą. Teraz tak nie jest. Wojna zjednoczyła klasę polityczną. Pojawił się wspólny wróg, spory ucichły, a politycy skonsolidowali się. Nie działo się tak podczas Majdanu (Rewolucji Godności), który sam w sobie był ostrym konfliktem politycznym.
Inaczej było w 2014 roku, kiedy rozpoczęła się wojna w Donbasie. W końcu nawet wtedy mieliśmy spory i wzajemne oskarżenia. Dziś konflikty, które towarzyszyły ukraińskiej polityce, zeszły głęboko do podziemia. Pomogły dwa ważne, ale proste punkty techniczne. Po pierwsze, brak transmisji telewizyjnych z posiedzeń Rady Najwyższej. Sesje przebiegają sprawnie, bez obnoszenia się przed kamerami, bez całej tej teatralności. Po drugie, w telewizji nie ma lub jest tylko kilka programów informacyjnych, do których zapraszani są politycy. Z powodu wojny konflikty zniknęły z przestrzeni publicznej. I, oczywiście, Ukraińcy mają na myśli coś zupełnie innego, po prostu nie chcą słyszeć o wojnach polityków.
– Jednak kilka dni temu pojawił się kawałek „starej” polityki, gdy Petro Poroszenko próbował opuścić Ukrainę. Został zablokowany na granicy z Polską, a między liderem opozycji a obozem władzy pojawiły się wzajemne oskarżenia. Przyjrzyjmy się bliżej temu politycznemu podziemiu. Czy coś się tam tli?
– Oczywiście. Polityka i konflikty zeszły do podziemia, nie widzimy ich, ale są. Tak jest w przypadku Petra Poroszenki, który oskarżył Wołodymyra Zełenskiego o plany prześladowania opozycji. Pojawiły się „przecieki” ze śledztwa w sprawie Wiktora Medwedczuka, który rzekomo mówił o korupcji Poroszenki. Ostatnio obserwujemy pewien nawrót starych przedwojennych konfliktów. Znany dziennikarz relacjonujący działalność wojska Jurij Butusow oskarżył Marianę Bezuhlę, deputowaną rządzącej partii Sługa Narodu, o ujawnienie informacji niejawnych. Jest kilka takich małych pęknięć w monolicie jedności narodowej i będzie ich więcej.
Po trzech miesiącach wojny następuje już spadek pierwszych silnych emocji strachu, euforii, zmęczenia. To naturalne. Jedność nie będzie wieczna, ale to, co uważam za najważniejszą zmianę polityczną w czasie wojny, to zniknięcie tak zwanego obozu prorosyjskiego. Ten czynnik w ukraińskiej polityce przeszedł do historii. Część najtwardszych polityków w tym kierunku uciekła, a z tych, którzy pozostali, nawet politycy tacy jak Ołeksandr Wiłkuł czy burmistrzowie Odessy i Charkowa, kojarzeni co najmniej jako niezachodnie, stoją twardo po stronie Ukrainy. Myślę, że część elektoratu partii prorosyjskich zostanie w przyszłości podbita przez Zełenskiego, a część pójdzie na nowe projekty polityczne, które się pojawią.
– Obecnie prezydent ma pełne poparcie Ukraińców. Czy te konflikty, które wciąż gdzieś głęboko śpią, mogą zaszkodzić Zełenskiemu?
Zełenski zasługiwał na zaufanie i wsparcie. Po pierwsze, jest przywódcą państwa, które jest w stanie wojny. Po drugie, wykazał się osobistą odwagą. Nie uciekł, jest cały czas z ludźmi. Po trzecie, fenomenalnie potrafi okazywać emocje, zarządzać emocjami narodu, kierować nimi. Jego „praca PR”, z grubsza rzecz biorąc, jest jednym z kluczowych czynników w tej wojnie. Poparcie dla prezydenta osiągnęło w marcu 90 proc. To nie przydarzyło się żadnemu politykowi w historii Ukrainy. Jednak niewątpliwie będzie musiał zmierzyć się z poważnymi problemami, gdy wojna ucichnie. Wierzę, że jest elastycznym człowiekiem i będzie w stanie się dostosować. Jednak przejście od „reżimu wojny” do „reżimu powojennego”, przywrócenie kraju będzie trudne. Nie ma wątpliwości, że czekają nas problemy społeczne i gospodarcze na dużą skalę. Już teraz brakuje benzyny, soli i innych towarów.
Pojawi się inflacja, dewaluacja hrywny i inne problemy. Negatywne emocje z tym związane będą gęstnieć nad kimś. Obecnie uderzają w poszczególnych polityków z ekipy prezydenta. Na przykład Danylo Getmantsev, przewodniczący komisji polityki podatkowej w parlamencie, jeden z ważnych doradców finansowych w zespole, został ostatnio ostro skrytykowany. Zełenski.
Nie mam wątpliwości, że po pewnym czasie Zełenski straci część poparcia, ale pozostanie dominującą postacią na scenie politycznej. Zrobi też „skok do przodu” i na przykład odnowi swój zespół. Odniosłem jednak wrażenie, że bardzo trudno było mu pozbyć się ludzi, którzy wiernie wspierali go w czasach kryzysu. Na przykład ci, którzy są teraz z nim podczas wojny. Zełenski będzie ich bronił.
– Zełenski podjął duże ryzyko, udając się na rozmowy z Rosją w sprawie kapitulacji Azowstalu, ostatniego kawałka Mariupola, który od dawna jest broniony. Czy ten ruch nie zaszkodziłby mu?
– W tej kwestii padły różne krytyki, ale ważne jest, że upubliczniły je nie sam pułk Azowów, ale przede wszystkim opozycja związana z Poroszenką. Dowództwo „Azowa” w końcu zaangażowało się w negocjacje z Rosją. Utrata Mariupola to gorzka historia dla Ukraińców, wywołała niedowierzanie, ale nie przeceniłbym jej. Na Ukrainie panuje przekonanie, że inaczej by nie było. Przypomina to nieco utratę lotniska w Doniecku w 2015 roku, które również broniło się przez długi czas. Tutaj skala jest oczywiście większa. Jeśli Rosjanie złamią to słowo i zaczną osądzać, a nawet zabijać jeńców wojennych, to oczywiście zaszkodzi to Zełenskiemu.
– Czy widzi Pan dziś kogoś, kto mógłby być beneficjentem ewentualnego przyszłego spadku popularności prezydenta? Kto będzie jego głównym konkurentem?
– Taką osobą jest oczywiście najsilniejszy polityk opozycji: Petro Poroszenko. Tyle tylko, że Poroszenko ostatnio traci grunt pod nogami.
Ma własny żelazny elektorat, własną partię i pieniądze, więc będzie mógł konkurować z Zełenskim. Ma jednak jedną wadę: jest znanym politykiem. Wojna doprowadzi do ponownej oceny ukraińskiej polityki. Pojawi się zapotrzebowanie na nowych ludzi, którzy nie są związani ze starym „przedwojennym” światem. Oczywiście Zełenski będzie dominował, ale jest już związany z walkami i wyrósł na prezydenta z czasów wojny. Będą nowicjusze. Być może ze strony społeczności wojskowej. Na przykład bardzo popularny, choć nie w pełni rozpoznawalny, jest szef sztabu generalnego Walerij Zaluzhny. Wiem, że obok niego są doradcy polityczni, a ostatnio jest coraz bardziej aktywny w mediach. Kto wie, czy w jakiś sposób nie wejdzie do polityki. Część elektoratu odczuje rosnącą potrzebę silnego przywódcy, który przejmie odbudowę kraju, np. w nowym premierze, który będzie rodzajem ukraińskiego Adenauera lub Erharda (kanclerzy Niemiec Zachodnich okresu powojennego).
– A oligarchowie? Czy wrócą do gry?
– Obecnie oligarchowie koncentrują się na ratowaniu swojego bogactwa. Ponieważ tracą je z kosmiczną prędkością. Spójrz na Rinata Achmetowa, który stracił hutę w Mariupolu. W przededniu wojny oligarchowie tłumili konflikt z prezydentem i generalnie popierali Ukrainę. Chociaż niektórzy dziwnie zniknęli, na przykład Igor Kołomojski. Nie jest jasne, co robią. Po wojnie będą zaangażowani w odbudowę swoich posiadłości. To będzie ich priorytet.
Będą próbowali odzyskać wpływy polityczne w zależności od sytuacji gospodarczej. To nie będzie łatwe. Będą konflikty, na przykład, dotyczące mediów. Obecnie większość kanałów telewizyjnych jest kontrolowana przez rząd, który stworzył tak zwany „Wspólny Kanał”. Ale po wojnie oligarchowie będą chcieli zwrócić swoje media, a administracja nie jest gotowa ich oddać. Zełenski prawdopodobnie powróci do retoryki antyoligarchicznej. A nowe siły polityczne, które się pojawią, mogą być również ostro antyoligarchiczne.
– Czy można myśleć o wyborach, na przykład przedterminowych, jeśli sytuacja na froncie się uspokoi?
– Faktem jest, że wszystko zależy od wojny. Zgodnie z prawem wybory nie mogą odbywać się w stanie wojennym. Politycznie Zełenski zdecyduje się na taki krok i wiem, że jest brany pod uwagę w swoim otoczeniu tylko wtedy, gdy sytuacja na froncie ulegnie poprawie. To znaczy, kiedy będzie można odepchnąć Rosjan, aby zwrócić przynajmniej część utraconego terytorium. Według wielu analiz, jeśli to się uda, to nie do końca roku. Jeśli sytuacja na froncie będzie zła, to wojna zamieni się w wyniszczającą pozycję na obecnej linii, Zełenski oczywiście zdecyduje się nie robić żadnych wyborów. Ponieważ nastrój się pogorszy i będzie musiał skupić się na ratowaniu sytuacji.
Tłumaczenie z języka polskiego
Tekst ukazał się w ramach projektu współpracy pomiędzy nami a polskim magazynem Nowa Europa Wschodnia.
Poprzednie artykuły projektu: Ukraina – UE: gorący finisz negocjacji, Ukraina – ucieczka od wyboru, Partnerstwo Wschodnie po rewolucjach arabskich, W krzywym lustrze, Pogardzany, Łukaszenka idzie na wojnę z Putinem, Między Moskwą a Kijowem, Kiełbasa to kiełbasa, Mój Lwów, Putin na galerach, Półwysep strachu, Ukraina wymyślony na Wschodzie, Nowe stare odkrycie, I powinno być tak pięknie, Noworoczny prezent dla Rosji, Czy dyskutować o historii, miński impas
Oryginalny tytuł artykułu: Polityków ukraińskich jednoczy wojna i prezydent