W czasie legendarnej pierestrojki w sowieckim eterze, a raczej w leningradzkiej telewizji, pojawił się progresywny program „600 sekund”. Program jest wysokiej jakości, odważny, który od pierwszych numerów stał się niezwykle popularny. Twórcą i stałym gospodarzem programu był Aleksander Nevzorov – ten sam, który teraz wpadł w skandal na Ukrainie, domagając się naszego obywatelstwa.
Następnie, w czasach pierestrojki, Nevzorov zdobył nieoficjalny tytuł „demokratycznego dziennikarza”. Dlaczego? Cóż, ponieważ wtedy opinia publiczna nie była zbytnio zaniepokojona prawdziwymi poglądami politycznymi pracownika mediów. Wystarczyło, że stworzył coś nowego w czasach transformacji, skrytykował władze, trochę jak zachodni moderatorzy (jak ich sobie wyobrażaliśmy). Demokratyczni dziennikarze w naszym kraju byli gospodarzami popularnego programu młodzieżowego „Vzglyad”, Vladimir Molchanov ze swoim „Do and after the strawberry”, Leonid Parfyonov, gospodarz „Namedna” itp.
Jakie było nasze rozczarowanie, gdy „demokrata” Nevzorov stworzył brzydki film propagandowy „Nasz” o krwawych wydarzeniach w Wilnie w styczniu 1991 roku. Film heroizował bojowników wileńskiej policji, którzy walczyli z nieuzbrojonymi mieszkańcami miasta, strzelali do nich ostrą amunicją, miażdżyli czołgami. A Nevzorov ogłosił tych nieludzi bohaterów. A ten film kręcił się w czasie największej oglądalności na Pierwszym Kanale Centralnej Telewizji ZSRR. Potem nakręcił również film w podobnym duchu o policji w Rydze. Po tym nastąpiły również propagandowe taśmy o Czeczenii, o wyraźnie wielkorosyjsko-szowinistycznym smaku.
Osobiście wystarczyłoby mi to, aby przeniknąć niechęć do tej postaci. Ale na tym nie poprzestał, poszedł do polityki. Już jako deputowany Dumy Państwowej głośno i często obrażał Ukrainę, że, jak mówią, nie ma takiego państwa i śmieszne jest mówienie o oddzielnym narodzie. A przed tym wszystkim stał się powiernikiem Władimira Putina podczas jego kampanii prezydenckiej w 2012 roku. Nevzorov nazwał Putina „jedynym, który może utrzymać imperium rozpadające się w każdej sekundzie od katastrofy”. Oznacza to, że 10 lat temu był zagorzałym imperialistą o rewanżystowskich manierach.
Potem jednak Nevzorov zmienił zdanie. I zaskakująco radykalny. Stał się najbardziej wrażliwym krytykiem Putina i jego reżimu. Ponadto poprosił Ukrainę i obiecuje pracować dla naszego zwycięstwa. Chociaż nadal nie pokutował właściwie.
Tu pojawia się dla nas dylemat. Czy ta postać jest absolutnie negatywna, toksyczna dla Ukrainy i obstawianie go jest nie tylko bezsensowne, ale także narodowo przestępcze? Czy możemy zapomnieć o jego poprzedniej pracy, działaniach, wypowiedziach, wybaczyć mu i wykorzystać je dla naszej korzyści?
Przynajmniej na poziomie czysto emocjonalnym, osobiście, nigdy nie będę w stanie wybaczyć mu wszystkich obrzydliwości informacyjnych, które stworzył, wszystkich tych obelg, intencji rewanżystowskich. Jeśli chodzi o poziom racjonalności, jest to trudniejsze.
Wróćmy do biografii naszego bohatera, przypomnijmy jego dziadka-generała Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego, który walczył z litewskimi „leśnymi braćmi” i w tym duchu wychowywał wnuka. To z jednej strony. Z drugiej strony Nevzorov wymyślił legendę (a może to prawda) o indyjskim ojcu z plemienia Komanczów, który poznał swoją matkę podczas Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie. Potem próbował nawet znaleźć ojca na amerykańskich preriach, ale nie udało mu się.
Nevzorov w młodości albo biodra, a następnie przechodzi do religii i śpiewa w chórze kościelnym. Wstępuje na uniwersytet, potem go porzuca, wstępuje do seminarium teologicznego. Jest albo wierzącym, albo wojującym ateistą. To demokrata, potem imperialista. Albo dla rebeliantów, którzy siedzieli w Radzie Najwyższej Rosji podczas krwawych wydarzeń w 1993 roku, potem dla Borysa Jelcyna, a rebelianci stają się „szalonym i cholernym shoble”.
Zgodnie ze znanym powiedzeniem, tylko nie zmienia swoich poglądów. W tym sensie Nevzorov zdecydowanie nie jest.
Kiedy po rozpoczęciu wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2014 roku komunikowałem się z moimi przyjaciółmi z Polski, wielokrotnie polecali mi obejrzenie aktualnych programów Nevzorova na YouTube. Przez długi czas nie mogłem pokonać obrzydzenia, ale w końcu zdecydowałem. I nie żałował. Próbka Nevzorova po 2014 roku jest nadal tak odważna, ostra, przekonująca jak w czasach pierestrojki. Jednocześnie czuje 30-letnie doświadczenie, które zdobył i przetrawił.
Teraz były propagandysta-imperialny, moim zdaniem, wykonuje całkiem przydatną pracę informacyjną. Nie tylko krytykuje i obala reżim Putina, wskazuje na jego bolączki, dostarcza narzędzi do walki z nim.
Nevzorov przyznaje, że był kiedyś rosyjskim faszystą, ale woli to. „Nigdy nie ukrywałem faktu, że kiedyś byłem chory na faszyzm, miałem go. Ale dzięki temu znam go bardzo dobrze, znam bardzo dobrze jego objawy, znam jego słabości, znam jego przejawy, znam jego niuanse, znam odczucia, które daje, i czego się boi w panice” – zapewnił..
Wchodząc na gardło moich emocji, mogę powiedzieć, że tak, dla dobra sprawy, warto wziąć Nevzorova do służby. Czy to oznacza, że konieczne jest nadanie mu obywatelstwa? Nie jestem pewien. Na pewno nie zgodnie z uproszczoną procedurą. Do tej pory azylu politycznego byłoby wystarczająco dużo i tam zobaczymy. Biorąc pod uwagę tendencję Nevzorova do zmiany zdania, jest prawdopodobne, że to jego antyputinowskie stanowisko jest tymczasowe.
Ogólnie rzecz biorąc, na przykładzie Nevzorova, chciałbym dołączyć do tej dyskusji (lepiej byłoby powiedzieć sracha) o „dobrych Rosjanach”. Weź je z otwartymi ramionami lub wykop je brudnymi miotłami? Właściwie już sformułowałem swoją opinię: prawda jest gdzieś pośrodku. Konieczne jest spojrzenie na każdy indywidualny przypadek, analiza, decyzja. Ktoś przyjdzie, ktoś skrzywdzi, ktoś pozostanie obojętny.
Weźmy drugi, nie mniej odrażający przykład – Marina Ovsyannikova, „kobieta z plakatem”. Teraz niewiele osób wątpi, że stała się postacią w operacji specjalnej. Czyj? FSB? Jedna z wież Kremla? Opieka. Najważniejsze w jej historii jest to, że była w stanie zadowolić Zachód w tak prosty sposób. Renomowana niemiecka gazeta Umierać Welt zabrał ją do pracy, w Europie jest podziwiana, uważana za bohaterkę, bojowniczkę przeciwko krwawemu reżimowi.
Dla nas jest raczej prowokatorką. Ale czy to oznacza, że trzeba było spotkać ją z „bagnetami”? Może. Choć o wiele bardziej przydatne byłoby, gdyby jej konferencja prasowa odbyła się w Kijowie. Ale ukraińscy dziennikarze musieliby się do tego bardzo starannie przygotować, aby rozłożyć Ovsyannikovą na atomy, a jednocześnie cały system propagandowy Putinowskiej Rosji, z ich trafnymi pytaniami. Od 2003 roku pracuje w Channel One, głównym rzeczniku propagandowym Kremla. To może rozpocząć pytanie od 2004 roku, od pomarańczowej rewolucji. Jakie zadania postawiło przed rosyjskim kierownictwem propagandystów, którzy musieli przeforsować tezy, które napisali w temnikach. Następnie, w 2008 roku, szczyt NATO w Bukareszcie. Jakie zadania wykonała osobiście Ovsyannikova, aby zdyskredytować Ukrainę i Gruzję w oczach Zachodu. Wtedy wojna w Gruzji jest tym samym. Ponadto, w jaki sposób przeprowadzono operację propagandową przeciwko Euromajdanowi? Jak z informacyjnego punktu widzenia przygotowano zajęcie Krymu, inwazję na Donbas? I wszędzie należy wyjaśnić rolę naszej „bohaterki”. Wreszcie przygotowania do rosyjskiej inwazji na dużą skalę. Co w tym czasie robiono na Channel One? Co osobiście zrobiła Ovsyannikova, za jakie programy i kierunki była odpowiedzialna?
Co by to dało? Przede wszystkim pokazalibyśmy Zachodowi, że ta „bohaterka” nie jest aż tak bohaterska. Że jest w pełni zaangażowana we wszystkie okropności, które obecnie mają miejsce na Ukrainie, ponieważ brała czynny udział w wypychaniu Rosjan tymi fałszywymi informacjami, pełnymi nienawiści do Ukraińców i wszystkiego, co ukraińskie. I moglibyśmy głębiej zbadać rosyjską machinę propagandową, aby wiedzieć, jak najlepiej się jej oprzeć.
Rozumiem tych moich rodaków, którzy gotują się ze słusznej nienawiści do Rosjan, a nawet „dobrzy” są widziani tylko martwi. Musimy jednak zrozumieć, że jesteśmy skazani na życie obok Rosji. Żadna magia nie zabierze naszego kraju w inne miejsce. A jeśli komuś nie podoba się zwrot „dobry rosyjski”, niech użyje innego – „złego rosyjskiego” w przeciwieństwie do „bardzo złego rosyjskiego”.
Prędzej czy później wygramy. Ale Rosja nie ulegnie autodestrukcji, ani nie zostanie przez nas zniszczona. Jak mówią Amerykanie w takich przypadkach: do dużych do porażki. Będziemy musieli w jakiś sposób budować ścieżki koegzystencyjne z naszym północno-wschodnim sąsiadem. A jednak lepiej jest radzić sobie z „dobrymi Rosjanami” („złymi Rosjanami”) niż z „bardzo złymi”.