Wiersz i zbiór Pawła Tychyny o tym samym tytule odegrały ważną rolę w kształtowaniu ukraińskiej tożsamości sowieckiej. W tym czasie niezwykle ważna była potrzeba stworzenia narodowego w formie, ale sowieckiego w treści ludu. Dlatego pracowali nad stworzeniem poczucia całkowitej wewnętrznej solidarności ludności Ukraińskiej SRR. Potrzebowaliśmy pozytywnych przykładów z przemysłowego Donbasu i kolorowej Bukowiny, z rekreacyjnej Odessy i rekreacyjnych Karpat. System sowiecki pracował niestrudzenie, aby stworzyć nową historyczną wspólnotę – naród radziecki.
Ale co za grzech ukrywać, sowiecka propaganda działała również zgodnie z metodą opozycji. Antytezę wszystkiego, co sowieckie, wybrał cały ukraiński ruch narodowy. Dlatego cała machina propagandowa Ukraińskiej SRR i ZSRR pracowała nad oczernieniem tego ruchu i śpiewała socjalistyczne osiągnięcia w każdy możliwy sposób.
Z biegiem lat Ukraina uzyskała niepodległość, a paradygmat konfrontacji ukraińsko-ukraińskiej został obalony przez rosyjskich propagandystów i ich politycznych satelitów na Ukrainie. Historia zamieniła się w najostrzejszą broń. W tej grze siły były dalekie od równych. Z jednej strony istnieje hojnie finansowana gigantyczna rosyjska machina propagandowa, wzmocniona sowiecką interpretacją przeszłości zakorzenioną w masowej świadomości. Z drugiej strony ukraińscy patrioci, którzy równie często byli niezależni w swoim intelektualnym wyborze, ponieważ wyszli z sowieckiej przeszłości, wyostrzyli się pod kłamstwami. I nie mniej zależne od finansowania. Wsparcie państwa dla sfery akademickiej było minimalne. Nie była to siła, która integrowała się z takim bagażem z zachodnią nauką.
Pozostały dwie drogi – wsparcie grantowe Ze strony Fundacji Sorosa („Renesans”) czy niepubliczna pomoc ze strony ukraińskiej diaspory, która nie tylko dysponowała potężnym zapleczem finansowym, ale także domagała się pewnego rodzaju posłuszeństwa, by pozostać w swojej politycznej wizji przeszłości. Gdzie główną zasadą nie była akademickość, ale gloryfikacja i wybielanie działalności OUN i UPA. A w niektórych miejscach nawet formacje w Wehrmachcie i SS.
Tak więc nieprzejednani przeciwnicy spotkali się w pojedynku, który zaczął dosłownie rozrywać ukraińskie społeczeństwo na kawałki. Nikt nie chciał się poddać. Nie ma wątpliwości, że strona rosyjska dążyła do takiego rozłamu. Wyraźnie świadczy o tym najnowsza historia. Patrioci, którzy przy każdej okazji próbowali narzucić własną wersję historii metodami dyrektywnymi, nie gardzili żadną okazją. Zmuszanie całej Ukrainy do uhonorowania swoich bohaterów, którzy, nawiasem mówiąc, nie wszyscy mieli nienaganną biografię. Dało to Rosjanom i ich politycznym „awatarom” na Ukrainie dobrą okazję do skutecznego promowania konfrontacji w kraju aż do najostrzejszego antagonizmu.
Lamenty na temat nazistów, faszystów, niemieckich kolaborantów, zwolenników Hitlera i „Bandery”, którzy mieli przyjść i zabić dla języka rosyjskiego, były bardzo często używane. A po przeciwnej stronie, czy to naprawdę opłacani agenci, czy zwykli polityczni szabrownicy, którzy chcieli zostać wybrani do władzy na podstawie nadużycia historii, chętnie grali razem z Rosjanami. Doszło do tego, że wymiana kulturowa i ludzka między regionami wzrosła do minimum lub przesunęła się do poziomu działania z negatywnymi wzajemnymi stereotypami.
Początkowo politycy z różnych grup partyjno-politycznych w jak największym stopniu włączali się w tę sytuację. Nawet od czasu wyborów prezydenckich, w których wygrał Leonid Kuczma, Ukraina i Ukraińcy zaczęli być podstępnie dzieleni na odmiany. Potem postawili tezę, że nie słyszą Donbasu w Kijowie. Specjaliści od PR Kuczmy, Janukowycza i Partii Regionów bezwstydnie rysowali mapy z trzema odmianami obywateli, przypisując „ludziom Zachodu” poczucie wyższości. „Mieszkańcy Wschodu” wkładają do głowy przekonanie, że są niesamowitymi robotnikami, którzy karmią cały kraj, a „ludzie Zachodu” sprytnie korzystają z wyników swojej pracy. A wszystko to w imię prostej, ale skutecznej mobilizacji wyborców.
Wyobraź sobie, że nie ma potrzeby reform, nie ma potrzeby informowania o wynikach swojej działalności politycznej i kierowniczej. Dość powiedzieć, że wróg nie przejdzie i nie oddamy was „Banderze”, bo znowu „czerwoni dyrektorzy” i najnowsi feudalni panowie stali się na szczycie hierarchii administracji publicznej.
Jednocześnie w środowisku patriotycznym, które w przypadku Ukrainy wyraźnie pokrywało się z regionem zachodnim, historia była wykorzystywana nie mniej instrumentalnie. Po upadku Ludowego Ruchu Ukrainy zaczęły pojawiać się siły polityczne, które ściśle łączyły się z formacjami z odległej przeszłości. Różnego rodzaju OUN, OUN na Ukrainie, Kongres Ukraińskich Nacjonalistów – starały się nie tylko postawić znak równy sobie nawzajem i starym OUN(b) i OUN(m). Nie tylko wspierany finansowo przez odpowiednie struktury diaspory, ale także przeniósł na Ukrainę stary konflikt między „Banderą” a „Melnykytsi”.
Rosyjskie służby specjalne również nie spały. Aktywnie „pomagali” w tworzeniu organizacji paramilitarnych, takich jak UNA-UNSO. Są one również wyraźnie przymocowaneaż do utworzenia tzw. Socjal-Narodowej Partii Ukrainy, która później została przemianowana na Ogólnoukraiński Związek „Swoboda”. SNPU, ze swoimi symbolami i akcesoriami pod rządami nazistowskiej NSDAP, miała wywołać głupi podziw na Zachodzie oraz strach i nienawiść na wschodzie kraju. Formacje te, poprzez swoje istnienie i działalność, przyczyniły się w jak największym stopniu do rosyjskiej propagandy w zakresie kształtowania wizerunku neonazistowskiego stracha na wróble z Ukrainy. Pracowali nad tym, aby nigdy nie było harmonii między Ukraińcami. Aby nie mogli się zjednoczyć nawet w obliczu egzystencjalnego zagrożenia dla ich państwa. Aby sąsiedzi nigdy nie przyszli im z pomocą. Takie działania konsekwentnie prowadziły do ostatecznej defragmentacji Ukrainy, a nawet jej zniknięcia.
Po niepowodzeniu takich „nacjonalistycznych” formacji, które gorliwie eksploatowały mapę historycznych bohaterów, pojawiły się nowe, programowo bardziej umiarkowane siły polityczne. Nie stronili jednak od łatwych metod zdobywania sympatii wyborczych. Uciekali się nie tylko do miażdżącej krytyki swoich konkurentów, ale także do oskarżeń o „niesłuszność” milionów Ukraińców, którzy pozwolili sobie głosować na innego kandydata. Z uwłaczającymi cechami, oczernianiem i przekleństwami niektórzy Ukraińcy atakowali znacznie większą grupę, która pozwoliła sobie głosować na kandydata nie ze starej klatki politycznej.
Trwające od ponad trzech lat Bachanalia nie zostały powstrzymane nawet przez rosyjską agresję i krwawą wojnę z Ukrainą. Co ciekawe, we wszystkich przypadkach wewnętrznej konfrontacji w społeczeństwie nawet rozum państwowy szedł na odległy plan, o który walczyli, pracowali i do czego dążyli. Maksymalna siła i energia nie były rzucane na pozytywne zmiany, ale na wzajemne obelgi i pielęgnowanie nienawiści.
Warto zauważyć, że dywidendy polityczne z powodu rozłamu w społeczeństwie były niestrudzenie cięte zarówno przez Rosjan, jak i ukraińskich „regionalnych” oraz przedstawicieli segmentu patriotycznego. Pewien rodzaj ciągłości politycznej ukształtował się wśród tych, którzy zmonopolizowali prawo do historycznych bohaterów, a nawet do własnej wersji patriotyzmu. Ci politycy i postacie zawsze trzymali się na powierzchni, rozrzucając Ukraińców między sobą, czy to na podstawie historii, czy na temat języka. Rozumieli, że konsolidacja Ukraińców z pewnością doprowadzi do zwycięstwa. Że po wojnie będzie odnowiony kraj, w którym nie będzie miejsca dla całej tej camarilli.
Dlatego nawet w warunkach zaciętej wojny próbują zasiać rozłam. Za każdym razem wymyślane są nowe „zdrady”, groźby i ryzyko. Na przykład otwarcie prowokacyjne historie są wrzucane w przestrzeń informacyjną, aby zasiać nienawiść między osobami wewnętrznie przesiedlonymi a „ludźmi Zachodu”. Mówiąc o nietypowych praktykach behawioralnych imigrantów, starają się postawić ich w pozycji zaydy i składającego petycję. A u „ludzi Zachodu” tworzą poczucie bezpodstawnej wyższości, do tego stopnia, że niektórzy ludzie mają przekonanie, że są lepsi i bardziej poprawni. Rozpowszechniali podstępne tezy, że osadnicy niosą ze sobą „rosyjski świat” i agresję Putina tylko dlatego, że mówią po rosyjsku. Oskarżają osadników o to, że nie bronią swoich miast i ziem, ale uciekają na stosunkowo ciche i spokojne wydarzenie.
W tej manipulacji „ludzie Zachodu” świadomie pozycjonują się gdzieś na poziomie Niemców czy Polaków. Oznacza to, że symulują sytuację z przybyciem prawie zagranicznych uchodźców do zamożnego i spokojnego innego kraju. Są postrzegani jako rodzaj darmozjadów, z którymi będą musieli się dzielić. W rzeczywistości dramat tej sytuacji polega na tym, że w społeczeństwie nie ma zrozumienia, że wszyscy jesteśmy obywatelami Ukrainy. Że każdy ma prawo ewakuować się spod pocisków i bomb do spokojniejszego miejsca w swoim stanie. Że „mieszkańcy Wschodu” nie mieli szczęścia nie dlatego, że są rosyjskojęzyczni. Ich miasta stały się pierwszą ofiarą rosyjskiej agresji, nie z powodu sympatii dla Rosji, ale dlatego, że znajdują się w bezpośrednim wkroczeniu artylerii lufowej. A rosyjskie pociski docierają w równym stopniu do świadomego narodowo Lwowa i rosyjskojęzycznej Odessy.
Innym aspektem stereotypowego postrzegania siebie przez Ukraińców jest mówienie o obronie i walce. Dość często można usłyszeć, że podobno mężczyźni ze wschodu nie chcą walczyć, ale pochowani w sanatoriach w Karpatach. Fakt, że pewna kategoria mężczyzn nie chce lub nie może walczyć, nie jest zaskakujący. Są ludzie, którzy po prostu nie są zaopatrzeni w sprawy wojskowe i mogą zrobić znacznie więcej, aby wygrać na tyłach. Ale w rzeczywistości mieszkańcy podziemia „karpackiego” nie mogą sobie wyobrazić liczby odważnych ludzi, którzy gorliwie bronią swojego państwa na północy, wschodzie i południu. Nie chcą widzieć długich kolejek do wojskowych biur rejestracyjnych i poborowych w Kijowie. Nadal żyją faktem, że tylko oni są prawdziwymi patriotami, ponieważ urodzili się na zachodzie kraju, mówią po ukraińsku, honorują konkretnych bohaterów historycznych i nie głosowali na tego prezydenta.
Takie stereotypowe wyobrażenia o sobie i reszcie Ukrainy często prowadzą do groteskowych, a jeszcze częściej do niebezpiecznych sytuacji. Co w szczególności zostało wyraźnie wykazane przez historię z obroną terytorialną Lwowa. Gdzie zarejestrował się stos ludzi z przekonaniem, że będą musieli bronić Lwowa i obwodu lwowskiego. A kiedy po zmianie odpowiedniego prawa zostali wrzuceni do piekła wojny, aby bronić Ukrainy, niektórzy poprosili o powrót do domu. A ich kobiety zorganizowały prawdziwe zamieszki. Logika, kiedy mieszkańcy Charkowa musieli bronić swojego miasta, mieszkańcy Melitopola, a mieszkańcy Lwowa musieli spokojnie czekać, aż wróg będzie walczył o Poltvę, jest szkodliwa i niezwykle niebezpieczna. Ponieważ odrzuca rozumienie Ukrainy jako jednego organizmu. I tylko jedność, konsolidacja sił i brak wzajemnych ataków i roszczeń są gwarancją zwycięstwa.
Ataki na polityczne kierownictwo państwa, próby wbicia klina między nie a Siły Zbrojne, sianie wzajemnej wrogości między Ukraińcami, wyrzucanie ich na podstawie języka i historii są tym, czego wróg rozpaczliwie potrzebuje. Ale całkowita konsolidacja i poczucie jednej rodziny nie tylko zapewnią zwycięstwo Ukrainie, ale także posłużą jako zachęta do radykalnych zmian w stanie przyszłości.