We wtorek 3 maja ewakuowano 154 mieszkańców z terenu zakładu metalurgicznego Azovstal w Mariupolu. Po raz pierwszy od dwóch miesięcy wojny Ukrainie udało się osiągnąć porozumienie z Rosją w sprawie zrównania ludności cywilnej ze schronów zablokowanego zakładu.
opowiadane są nam historie mieszkańców Mariupola, którym udało się wydostać ze schronów azovstal i wyjechać na terytorium kontrolowane przez Ukrainę.
***
54-letnia Elina Tsybulchenko, pracownik zakładu Azovstal, powiedział W górę, która najbardziej obawiała się, że jej rodzina zostanie przymusowo wywieziona do Rosji.
Elina Tsybulchenko w autobusie ewakuacyjnym (na zdjęciu po lewej)
Pracowałem w zakładzie Azovstal, w tym samym pomieszczeniu, w którym mieliśmy schron przeciwbombowy, w dziale kontroli technicznej. Schron nie uratował nas w 100%. Gdyby doszło do bezpośredniego trafienia, zasypiał i wszyscy byśmy zginęli.
Każdej nocy kładłem się i modliłem do Boga: „Panie, proszę, niech wszystkie bomby przelecą obok naszego schronu. Bez względu na to, jak się do nas dostają. Żebyśmy przeżyli”. Modliłam się, żeby moje dziecko przeżyło. Jeden, drugi, aby nasza rasa nie zniknęła.
Widzieliśmy już zdjęcia z naszymi domami, w jakim są stanie. Wojsko przyszło i pokazało strzelanie z quadcoptera. Moja córka na początku nie powiedziała mi, żebym się nie denerwowała, a potem, dopiero 30 kwietnia, powiedziała, że zostaliśmy bez niczego. Że wszystko w nas spłonęło.
Wojsko nie przychodziło do nas często. Jak tylko uciekną, jedzenie zostanie pozostawione dla dzieci, ponieważ dorośli mogą głodować, ale dzieci nie. Wojsko zostało otoczone przez cały nasz zespół i zapytało, kiedy możemy się wydostać? Nie mamy ani żywności, ani lekarstw. Jak możemy się wydostać? A co z tym adresem? A co z tym? A wojsko, jeśli mieli informacje, pokazywało. Niektórzy nie wierzyli, że zostali bez mieszkania. Niektórzy są tak pewni, że wrócą.
Kiedy siedzieliśmy w schronie przeciwbombowym, mówiłem: „Broń Boże, że będziemy musieli dostać się do Rosji, nie będę w stanie, FSB mnie powali, jak tylko otworzę usta”. Jestem przyzwyczajony do płynnego mówienia po Ukrainie, płynnego myślenia. Tak, zdarza się, że czasami mówię za dużo, ale jestem do tego przyzwyczajony, ale tam jest to niemożliwe.
Czy wiesz, co jeszcze było przerażające? Usiedliśmy, zabrani, a ja znam drogę w przybliżeniu i widzę, że jesteśmy zabierani wzdłuż autostrady Taganrog, a nie w kierunku Port City. [місцевий торговий центр]. Bałem się, że zabierają ich do Rosji. Nie wiedziałem, że jesteśmy w obozie filtracyjnym. I kiedy jechaliśmy z Mariupola do tego Bezimiennego, płakałem przez całą drogę.
Kiedy opuściliśmy Azovstal, Rosjanie nazwali nas „ołówkami”. Dlaczego ołówki? Ponieważ nie jesteśmy dla nich ludźmi, jesteśmy ołówkami.
***
Siergiej Kuźmienko Pracował również w Azovstal i od 8 marca przebywa w schronach zakładu. Kanał TV «Dom„On powiedział, że Rosjanie nie pozwolili na ewakuację wszystkich, którzy, zgodnie z umową, mieli być zabrani w drodze z zakładu.
Z Azovstal wszyscy zostaliśmy zabrani autobusami z rosyjskimi numerami. Autobusy z ukraińskimi numerami nie zostały dopuszczone do Mariupola. Czekali na nas w Bezimiennym. Do Bezimiennego towarzyszyli nam przedstawiciele Czerwonego Krzyża i ONZ.
Według ratownika, który nam towarzyszył, autobusy nie zostały wpuszczone na teren Miasta Portu w Mariupolu, a około 500 osób zebrało się tam, aby się ewakuować. Nie dano im zgody, aby podnieść ludzi.
Jechaliśmy wzdłuż toru. Gdzieś po Dmytrivce około 100 osób stało przy wyjściu w każdej wiosce – tylko z torbami. Chcieli iść z nami. Zatrzymaliśmy się. Przedstawiciel Czerwonego Krzyża podszedł do ludzi, a następnie poszedł do wojska, próbował osiągnąć porozumienie. Ale Rosjanie nie pozwolili na wywiezienie tych ludzi.
***
18-letnia Nadzieja powiedział „Babel„, że Rosjanie traktowali żony wojska najgorzej, nazywali je „prostytutkami” i „miotami”.
Mieszkałem w piwnicy przez dwa miesiące, przywiózł mnie tam facet, który otrzymał ranę odłamkową. Nie wiem o nim nic od 9 marca.
W schronie gotowaliśmy jedzenie na stosie, spaliśmy na ławkach, na drzwiach – gdzie musieliśmy. Wojsko przyniosło nam jedzenie i wodę. Mieliśmy szczęście, że mieszkaliśmy w bunkrze, w którym była woda techniczna, czyli mogliśmy się nawet umyć. Warunki były stosunkowo dobre, ale to dzięki wojsku, gdyby nie oni, nie moglibyśmy tam mieszkać.
Nasze wojsko zabrało nas z fabryki, przekazało wojsku rosyjskiemu i pojechaliśmy do wioski Bezimenne. W obozie filtracyjnym przeszukano nas, sprawdzono nasze telefony. Obawiam się, że w moim telefonie może być teraz jakieś podsłuchy.
Rosjanie prosili nas o prowokacyjne prośbynya: „Czy Azowianie cię pokonali?” To nie było nawet pytanie, ale afirmacja. Broniłem naszego wojska, nazywali mnie tam sabotażystą i chcieli mnie zmobilizować do armii rosyjskiej. Powiedzieli: „lepiej zostać i służyć z nami”.
Bardzo słabo komunikowali się z żonami wojskowych, nazywali je „prostytutkami”, „pościelą” tylko dlatego, że jedziemy na Ukrainę.