Jesteśmy bliscy zwycięstwa. W końcu rosyjska armia była bezradna. Ich żołnierze nie mają motywacji. Poddają się jako całe bataliony. Są głupi i już kilkanaście razy wpadli w pułapkę Czarnej Przynęty. Z łatwością zestrzeliwamy ich samoloty i helikoptery za pomocą żądeł, a ich czołgi i transportery opancerzone zamieniamy w złom z oszczepami. Nasz „Duch Kijowa” kontroluje niebo nad Ukrainą. Putin jest zdesperowany i wkrótce zostanie zastrzelony, jeśli nie zostanie uduszony przez własnych towarzyszy broni. I wkrótce wyzwolimy Krym i Donbas, a następnie dotrzemy do Moskwy zwycięskim marszem i zainstalujemy niebiesko-żółtą flagę nad Kremlem.
W przybliżeniu taki obraz wojny rosyjsko-ukraińskiej może powstać w głowie kogoś, kto czyta tylko wiadomości o zwycięskiej relacji. Nie jest trudno stworzyć dla siebie bańkę informacyjną i na stałe wykorzystać ładunek optymizmu z sieci społecznościowych.
W końcu nawet oficjalne raporty Ministerstwa Obrony, rzeczników Kancelarii Prezydenta, ekspertów wojskowych nie zawierają całej prawdy o wojnie. Rzeczywistość jest nieco upiększona, liczba ofiar jest uciszana, informacje o porażkach są cenzurowane.
I słusznie. Ponieważ, między innymi, toczy się wojna informacyjna. A nasza strona stara się zapobiec obniżeniu stopnia optymizmu w społeczeństwie. Ponieważ wpływa na morale, a tym samym na zdolność obronną.
Wiele osób, zwłaszcza z pokolenia 50+, przypomina sobie stare metody czytania między wierszami, które z powodzeniem stosowano w czasach sowieckich. Dla informacji skrupulatnych ludzi oczywiste jest, że sytuacja na frontach nie jest tak radosna. Ponosimy również straty w sile roboczej i technologii. Nasi żołnierze również zostają schwytani, a nawet przerażające jest wyobrażanie sobie, jaki los ich czeka. Ale kto chciałby to wiedzieć?
Rosyjscy okupanci zdobyli kilka kultowych miast na południu Ukrainy. Są to regionalne centrum Chersonia, portowe miasto Berdiańsk, Nowa Kachowka z Kanałem Północnokrymskim, Enerhodar z zaporoską elektrownią jądrową itp. Wojska rosyjskie naciskają dalej w wielu obszarach, nieustannie atakując, zwłaszcza w obwodach ługańskim i donieckim. Przegrupowują się, gromadzą nowe siły i przygotowują się do kolejnego ataku na Kijów. Rosyjskie lotnictwo i siły rakietowe terroryzują praktycznie całe terytorium Ukrainy, niszcząc obiekty wojskowe i infrastrukturalne.
Dlatego, jeśli ktoś naprawdę miał nadzieję na rychłą kapitulację Rosji, jest niepoprawnym optymistą. Poddanie się niestety nie będzie ani szybkie, ani powolne. Taka opcja byłaby możliwa, gdyby do walki po naszej stronie włączyły się wojska NATO, w tym Stany Zjednoczone. Wtedy byłaby szansa na zniszczenie Rosji jako potęgi militarnej i zmuszenie jej do podpisania aktu bezwarunkowej kapitulacji.
Jeśli nawet wyrzucimy okupanta z terytorium Ukrainy, będzie to tylko przywrócenie status quo do 2014 roku. Jednak wtedy nawet z Krymem byłby problem, ponieważ Rosja, uważając go za „swoje terytorium zagrożone okupacją”, użyłaby, zgodnie z własną doktryną wojskową, broni jądrowej. Jest mało prawdopodobne, aby deokupacja Krymu była warta uderzenia nuklearnego gdzieś na Lwów, Odessę lub Dniepr.
Z tego samego powodu nie należy szczególnie liczyć na reparacje, które mogą być jedynie bezpośrednią konsekwencją poddania się. Można oczywiście domagać się tych miliardów rosyjskich państw i oligarchów zamrożonych przez Zachód. Ale nawet tutaj nie wszystko jest takie proste. Nikt tak łatwo nie da nam pieniędzy. Tutaj nadal trzeba wygrywać sądy, aby obsługiwać złożoną procedurę, która będzie trwała latami. Nadzwyczajna sytuacja może jednak skłonić społeczność międzynarodową do szybkiego osiągnięcia konsensusu w tej sprawie. Ale to znowu jest bardzo hipotetyczne pytanie.
Oczywiście wierzymy w nasze Siły Zbrojne, w odwagę naszych żołnierzy, w siłę ich broni, w zdolność do deokupacji okupowanych terytoriów. Jednak wszystko to nie jest tak proste, jak wielu ludziom się wydaje. Wszystko to wymaga niesamowitego wysiłku i licznych poświęceń. A co najważniejsze – potężna broń ofensywna, z nabyciem której wciąż były problemy.
Informacje o sukcesach naszego personelu wojskowego nie powinny nas mrozić. Tak, pokazaliśmy, że „druga armia świata” nie jest tak niezwyciężona, jej ofensywę można powstrzymać, można ją pokonać, kontratakować, wyzwolić zdobyte przez nią miasta i wsie. Jednak rosyjska armia jest nadal silna, ma ogromne zasoby, a poza wszystkim – broń jądrową. Nasze zdolności obronne zależą od pomocy militarnej Zachodu.
Faktem jest, że Siłom Zbrojnym Ukrainy udało się powstrzymać natarcie wojsk rosyjskich w głąb naszego terytorium. Wojna stała się pozycyjna. Rosjanom brakuje obecnie środków, aby iść naprzód, a my nie musimy spychać ich do granic.
W tak stosunkowo patowej sytuacji wskazane jest negocjowanie. Aby uniknąć niepotrzebnych strat wśród wojska i cywilów, niszcząc nasze domy i infrastrukturę, ostatecznie wydając dodatkowe pieniądze na wojnę. Bardzo chcielibyśmy być głównymi żądania naszej strony to: całkowite wycofanie wojsk rosyjskich z terytorium Ukrainy, w tym Krymu i Donbasu, wypłata odszkodowań i odszkodowań moralnych, proces zbrodniarzy wojennych, wraz z samym Putinem itp. Niemniej jednak strona rosyjska śmiałaby się tylko z takich naszych „życzeń”. Rosjanie nadal uważają się za partię, która może samodzielnie dyktować pewne żądania. W końcu, jak dotąd, niestety, kontrolują część naszego terytorium, a nie my swoje.
W takiej sytuacji strona ukraińska jest zmuszona, depcząc po szyi własnej piosenki, do kompromisu. Jak się okazało podczas ostatnich rozmów ukraińsko-rosyjskich w Stambule, ten kompromis może wyglądać tak. Ukraina zrzeka się przyszłego członkostwa w NATO, zabezpiecza niezaangażowany i wolny od broni jądrowej status, zamiast tego otrzymuje gwarancje bezpieczeństwa od państw gwarantów. Wśród nich Ukraina widzi w szczególności Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, Chiny, Francję, Turcję, Niemcy, Kanadę, Włochy, Polskę, Izrael, a także Rosję. Ukraina odmawia posiadania zagranicznych baz wojskowych na swoim terytorium. Ponadto będzie mógł prowadzić swoje ćwiczenia wojskowe tylko za zgodą państw gwarantów. Kijów obiecuje nie rozwiązać kwestii Krymu militarnie, ale wyłącznie w drodze dwustronnego procesu negocjacyjnego, który trwa 15 lat. Kwestia ORDLO jest rozwiązywana oddzielnie na poziomie spotkania prezydentów Ukrainy i Rosji. Za wszystkie te ustępstwa Ukraina stara się od Rosji o powrót swoich wojsk na zajmowane pozycje do 24 lutego 2022 roku.
Oczywiste jest, że publikacja tych propozycji wywołała szum w ukraińskim sektorze mediów społecznościowych. Głośno zabrzmiało: „Zdrada!” W końcu publiczność została ustawiona na coś zupełnie innego (przeczytaj pierwszy akapit tego tekstu).
Chociaż, powiem szczerze, sam nie jestem zadowolony z wielu momentów w tych propozycjach. Nadal jestem zdecydowanym zwolennikiem przystąpienia Ukrainy do NATO. Trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek państwa gwarantujące zapewniające nam takie samo bezpieczeństwo jak Sojusz Północnoatlantycki. Zwłaszcza, gdy wśród tych krajów jest Rosja, która prędzej czy później chce zadeklarować: „Może to się powtórzy”. Czy reszta państw gwarantów zdecyduje się wtedy bronić Ukrainy ramię w ramię z naszymi żołnierzami? Czy możliwe będzie określenie takiego obowiązku w odpowiednich dokumentach? Przynajmniej do tej pory nikt nie dał nikomu tak mocnych gwarancji. Nawet ten sam Izrael, nie polegając na patronacie Stanów Zjednoczonych, bronił własnej ziemi.
Jednak jako prawdopodobny kompromis możemy zgodzić się na taki krok. Biorąc pod uwagę, że może uratować tysiące ukraińskich istnień ludzkich, że w niedalekiej przyszłości nie będziemy świecić pełnym członkostwem w NATO, że za kilka lat sytuacja może się radykalnie zmienić i będziemy w stanie wygrać wszystko.
To, co powoduje u mnie ostre odrzucenie, to konieczność uzyskania zgody na ćwiczenia wojskowe od krajów gwarantów, a więc w szczególności od Rosji. W ten sposób Kreml może łatwo zablokować wzrost ukraińskich zdolności obronnych, po prostu nie wydając pozwoleń.
Dlatego nie jest do końca jasne, dlaczego strona ukraińska musiała wcześniej zadeklarować tę klauzulę. W końcu teraz będzie znacznie trudniej w nią grać. Czy to jest po to, aby uznać to za element pewnej gry. Postaram się wyjaśnić takie rozważania.
Wiadomo już, że przedstawione ukraińskie propozycje, a zwłaszcza fakt, że strona rosyjska nie odrzuciła ich natychmiast, ale podjęła się ich zbadania, wywołały niesamowity szum w rosyjskich sieciach społecznościowych, gdzie głosy wszystkich patriotów-imperialistów „wślizgują się w długą wojnę”. Co więcej, jest znacznie głośniejszy niż krzyki ukraińskich trucicieli. I nie jest to zaskakujące. Na Ukrainie, pomimo wspomnianych już ograniczeń informacyjnych, można uzyskać mniej lub bardziej realne wyobrażenie o sytuacji na frontach, ponieważ istnieje wiele alternatywnych źródeł. Tymczasem w Rosji, przy braku wolnej prasy i w obecności artykułu w Kodeksie karnym o „dyskredytacji Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej”, który przewiduje 15 lat więzienia, głównym źródłem informacji są kanały telewizyjne Kremla. I zapewnili wszystkich Rosjan, że „operacja wojskowa” rozwija się zgodnie z planem, że Ukraina naciska, prawie wszyscy „nacjonaliści” zostali wyeliminowani i wkrótce nastąpi zwycięstwo. I tutaj żądanie Ukraińców jest całkowicie dla porębrik. Więc ludzie są „w negodovanie”.
Wielu rosyjskich polityków, dziennikarzy-propagandystów, działaczy organizacji patriotycznych itp. sprzeciwiło się już propozycjom Kijowa. Jeśli Kreml zaakceptował taki kompromis, to spójrzmy na załamanie się 83 proc. poparcia dla działań Putina. Dlatego wszystko wskazuje na to, że propozycje zostaną odrzucone.
Więc czym, pytasz, jest gra Kijowa? Ale właśnie o to w tym wszystkim chodzi: oferowanie prawdziwych, nawet bolesnych kompromisów. Pokazać całemu światu, że w imię pokoju Ukraina jest gotowa nawet na coś takiego. Cóż, fakt, że Moskwa protekcjonalnie odrzuca te kompromisy, jest już jej problemem.
A takie taktyki dają zaskakująco pozytywne wyniki. Przypomnijmy sobie przemówienie sekretarza generalnego NATO Jensa Stoltenberga na ostatnim szczycie Sojuszu, w którym rzekomo słychać było poparcie. Ukraina, ale bardzo niejasno, bez konkretów, bez deklaracji realnych kroków. A teraz – voila – przemówienie po rozmowach w Stambule nagle nabrało niezbędnej ostrości. „Dobrze, że negocjacje się toczą, ale jak dotąd nie widzieliśmy realnej zmiany w głównym rosyjskim celu, jakim jest uzyskanie wyniku konfliktu militarnie. Nadal szukają rozwiązania militarnego, więc musimy być gotowi do dalszego udzielania pomocy wojskowej Ukrainie” – zapewnił Stoltenberg.
A co najważniejsze: ta znacznie potężniejsza pomoc wojskowa trafiła już na Ukrainę. Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, a nawet Niemcy wysyłają nam ciężką broń ofensywną. To on jest w stanie zapewnić ukraińskiej armii decydujący punkt zwrotny w wojnie. Dzięki niemu możesz przejść do kontrataku i odeprzeć wcześniej zdobyte miasta. Tak więc gra zakończyła się sukcesem.