Obywatel Tajlandii Plamir Yannapas, który mieszka na Ukrainie od 12 lat i pracuje jako masażystka w salonie w Kijowie, przeżył 40 dni wojny w okupowanej przez Rosję Buczy. Przez cały ten czas 55-letnia kobieta spędziła jedno mieszkanie z dwoma kotami na piątym piętrze budynku mieszkalnego. Bez normalnego jedzenia, komunikacji, elektryczności, gazu i zrozumienia tego, co się dzieje. Taika jadła tylko surowe jajka, które znalazła w lodówce i mieszkaniach sąsiadów. Kobiecie udało się przeżyć tylko dlatego, że nie jest Ukrainką.
rozmawialiśmy z obcokrajowcem we Lwowie, gdzie przyjechała po wyzwoleniu Buczy, i opowiedzieliśmy jej historię.
„Powiedziałem, że jeśli umrę, umrę w domu”
W nocy 24 lutego mieszkanka Plamir Yannapas, podobnie jak znaczna część Ukraińców, obudziła się w swoim mieszkaniu z głośnych wybuchów – Rosjanie zbombardowali lotnisko w sąsiednim Gostomel. Kobieta mieszkała na Ukrainie przez 12 lat, ostatnie dwa – w Bucze, skąd codziennie rano jeździła do Kijowa do pracy w studiu masażu.
Bombardowanie trwało do rana, a potem wiadomość mówiła, że armia rosyjska zaatakowała i zmierza do Hostomelu i Czarnobyla. Przez cały dzień widziałem z okna rakiety lecące na lotnisko. Mój dom znajduje się 100 km od Czarnobyla i 30 km od Hostomel. Dym z lotniska był widoczny z mojego okna, był bombardowany przez cały dzień – mówi Plamir.
Kobieta mieszkała na najwyższym piętrze 5-piętrowego budynku, sama w mieszkaniu z siedmioma kotami. Kiedy wybuchła wojna, sąsiedzi zaczęli masowo opuszczać swoje mieszkania i wyjeżdżać, wspomina Plamir. Została.
„Moje kierownictwo powiedziało mi: „Nie martw się, możesz zostać w domu”. Zostałem, bo myślałem, że będzie tak samo jak w 2014 roku, kiedy rozpoczęła się wojna w Donbasie. Nie spodziewałem się, że wojna dotrze do Kijowa. Cóż, nie dotarli do Kijowa, ale dotarli do Buczy” – mówi kobieta.
Kiedy Plamir zdał sobie sprawę, że pobyt w Bucze zagraża życiu, nie można już było wyjechać.
„Nasza ambasada oświadczyła, że aby się ewakuować, trzeba przyjechać do Lwowa. Ale nie mogłem przyjść. 25 lutego Bucza została otoczona przez rosyjskie wojsko. Mój chłopak nie mógł przyjść po mnie. I nie mogłem stamtąd wyjść” – powiedział plamir.
Plamir nie miał więc innego wyjścia, jak tylko zostać w swoim mieszkaniu w Bucze. Do 4 marca wszyscy jej sąsiedzi opuścili swoje mieszkania, a każdego dnia w Bucza było coraz więcej rosyjskiego sprzętu wojskowego i wojskowego.
„4 marca przyszedł do mnie przyjaciel mojego szefa Sashy, on również mieszka w, 2 km ode mnie. Zaproponował, że zabierze mnie do swojego schronu, bo tam jest bezpieczniej. Kiedy szliśmy, zobaczyliśmy zbombardowany supermarket, wiele zastrzelonych samochodów i dwa trupy na ulicy” – wspomina Plamir.
Rosjanie zniszczyli dużą liczbę budynków mieszkalnych w Bucza (zdjęcie AFP)
Kiedy przyszli do schroniska, było tam już około 400 osób, wspomina Plamir.
„Ale nie zabrałem ze sobą ciepłych ubrań, wody i jedzenia. Nie wiedziałem, ile dni tam zostanę, myślałem, że to przez 1-2 dni. Następnego dnia, 5 marca, poprosiłem Sashę, aby zabrała mnie z powrotem do domu. Było mi zimno, chciało mi się jeść. Pozwolono mi przebywać w tym schronisku tak długo, jak to konieczne, ale nie było dla mnie jedzenia i nie miałem przy sobie żadnych leków. Powiedziałem, że jeśli umrę, będę w domu” – powiedział Plamir.
Mężczyzna zgodził się zabrać przyjaciela z powrotem do domu. Po drodze, wspomina Plamir, słyszeli wiele eksplozji.
„Kiedy wróciłem do domu, nie było światła, wody, ogrzewania, gazu. Wszyscy sąsiedzi odeszli, zostałem sam… i żył tak do 5 kwietnia. Cały czas było mi bardzo zimno. Pierwszego dnia otworzyłem lodówkę, aby zobaczyć, jakie mam zapasy. Miałem jajka, trochę chleba i słodyczy oraz wodę”, mówi Plamir.
„Przez cały miesiąc wojsko stacjonowało obok mnie i byłem pewien, że to ukraińska armia”
Całe jedzenie w Plamir skończyło się w ciągu tygodnia. Trzy dni później musiała wypuścić pięć kotów – po prostu nie miały nic do nakarmienia. Tak więc kobieta została sama z dwoma kotami, a z rezerw miała tylko surowe jajka, których nie mogła ugotować z powodu braku gazu i elektryczności.
„Jadłem tylko jedno surowe jajko dziennie, a kolejne dałem moim kotom. Jedliśmy tylko raz dziennie. Wypili też trochę wody” – wspomina Plamir. Mówi, że w ogóle nie spała w nocy, a lispała przez 2-4 godziny po południu.
15 marca około 20 pojazdów wojskowych zatrzymało się w pobliżu domu Plamira. Stamtąd przybyli żołnierze, którzy natychmiast zaczęli sprawdzać teren wokół nich.
„Ci ludzie rozbili wszystkie mieszkania w sąsiednich domach, ale nie weszli do moich. A 20 marca złamali zamek na werandzie w moim domu i około 15 mężczyzn weszło na moje piąte piętro. Usłyszałem, jak otwierają sąsiednie mieszkania, zamknąłem wszystkie zamki i ukryłem się w toalecie. Nie wiedziałem, co robić. Dotarli do mojego mieszkania, wyłamali mi wszystkie zamki, otworzyli drzwi, weszli z latarkami i znaleźli mnie. Powiedzieli: „Daj spokój!”, żebym wyszedł. Zszedłem na dół i zapytałem ich, czy mówią po angielsku, ale nie rozumieli” – mówi plamir.
Kobieta nie rozumiała, kto jest przed nią: ukraińskie czy rosyjskie wojsko. Ponieważ w mieście nie było elektryczności, telefon Plamir leżał rozładowany, nie miała dostępu ani do Internetu, ani do telewizji. Dlatego nie wiedziała o żadnych znakach identyfikacyjnych Ukraińców i Rosjan.
„Poprosili o moje dokumenty, dałem im mój tajski paszport, ukraiński go nie oddał. Wtedy jeden z nich zaczął żądać: „Telefon, telefon, telefon!”. Miałem dwa telefony i oddałem tylko jeden z nich. Żołnierz wyciągnął kartę SIM z telefonu, złamał ją i wyrzucił. Gestykulowałem za nimi, jeśli mieli mnie zabić. Odpowiedzieli: „Nie”. Mieli ze sobą dużo broni. Jeden z żołnierzy rozmawiał przez krótkofalówkę ze swoim szefem i opowiedział mu o mnie” – powiedział plamir.
Spalone rosyjskie czołgi na ulicy w Bucze (zdjęcie AFP)
Następnie żołnierze zabrali Plamir na ulicę, gdzie była przesłuchiwana przez innych rosyjskich wojskowych.
„Wysłano mnie do dużego samochodu z około 20 żołnierzami stojącymi. Zabrali mi telefon i paszport. Zapytano mnie, co tu robię, gdzie pracuję w Kijowie. Pokazałem swoją wizytówkę ze studia masażu w Kijowie. Zapytano mnie: „Czy pracujesz w Kijowie? Co robisz w Bucze?” Odpowiedziałem, że tu mieszkam i pracuję w Kijowie. Potem zapytano mnie, ile mam lat, kiedy odpowiedziałem, że mam 55 lat, byli tym bardzo zaskoczeni. Zapytany, czy mieszkam sam, odpowiedziałem, że tak. Powiedziano mi, że mogę wrócić do mojego mieszkania i tam zostać, ale nie powinienem schodzić na ulicę „- mówi Plamir.
Według Plamira rosyjskie wojsko zajmowało się grabieżą – wyjęło z mieszkań rzeczy i jedzenie, załadowało 5 dużych samochodów skradzionymi samochodami. Jednak wojsko nie wywiozło niczego z jej mieszkania.
„Ale nie miałem nic wartościowego. Powiedzieli mi, że mogę szukać jedzenia w innych mieszkaniach. Ale to było po tym, jak zabrali stamtąd wszystko. W tych mieszkaniach znalazłem tylko surowe jaja dla siebie i moich kotów”, mówi Plamir.
20 marca rosyjskie wojsko dostarczyło dużą ilość sprzętu w pobliżu domu Plamir. Rosjanie stale umieszczają sprzęt wojskowy wśród budynków mieszkalnych, aby pokryć się cywilami.
„Czołgi stały co 500 metrów, widziałem je z okna. Mieli na sobie litery V i myślałem, że to znak ukraińskiego wojska. Nie miałem internetu, a ostatnią rzeczą, jaką wiedziałem o rosyjskiej armii, było to, że oznaczyli się literą Z. Wojsko stacjonowało obok mnie przez cały miesiąc i byłem pewien, że to ukraiński i zaledwie dwa dni temu [9 квітня] mój przyjaciel wyjaśnił mi, że to Rosjanie” – powiedział Plamir.
„I nie zabili mnie! Byłem tak blisko rosyjskiego wojska i przeżyłem. Wierzę, że narodziłam się na nowo w wieku 55 lat” – dodaje kobieta.
„Czego oni chcą od Ukraińców? Nie rozumiem. Są szaleni.
Plamir spędziła ponad miesiąc w swoim mieszkaniu bez komunikacji, normalnego jedzenia, wody i światła. Tylko raz w tym czasie miała szczęście znaleźć power bank w pobliskim mieszkaniu – jego podopieczni wystarczyli, by zadzwonić krótko do koleżanki i powiedzieć, że żyje.
„Siedziałem pod kocem całymi dniami i słuchałem lecących bomb. [Głosy gwizd rakiet i odgłosy eksplozji]. Mój dom był bezpieczny, ponieważ wojsko stacjonowało blisko niego. Od 24 do 30 marca było wiele zamachów bombowych w Gostomelu, Irpinie, Kijowie – słyszałem to wszystko. Każdego wieczoru słuchałem odgłosów wybuchów, które słychać było godzinami. Nigdy nie schodziłem na dół. Po prostu obserwowałem przez okno, jak wojsko przejeżdża obok mojego domu i słuchało, jak ostrzeliwują miasta”, mówi Plamir.
Według Plamira, 30 marca usłyszała wiele eksplozji i zobaczyła ciężki dym z okna. A 31 marca zrobiło się ciszej.
„Około godziny 10:00 cały sprzęt wojskowy nagle opuścił Buchę. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że są [Rosjanie] odjeżdżają. Ale nie odważyłem się zejść na dół. 1 kwietnia rano znowu widziałem wiele pojazdów wojskowych, ale teraz wszystkie miały ukraińskie flagi. Do wjechało około 60 samochodów i wyjechało wielu żołnierzy – mieli niebieskie opaski. Nie wiedziałem, co to znaczy” – powiedział Plamir.
Na drodze z Buczy do Kijowa było wiele spalonych samochodów i ciał cywilów (zdjęcie leta)
2 kwietnia starszy sąsiad, Ivan, wrócił do domu Plamir. Zapukał do drzwi Plamir, wyjaśnił jej, że armia rosyjska opuściła miasto.
A 4 kwietnia zadzwonił do mnie przyjaciel Sashy i powiedział, że odbierze mnie następnego dnia. 5 kwietnia przyszedł do mnie, przedstawił mnie ukraińskiemu wojsku Katii i zabrali mnie do Kijowa. Po drodze widzieliśmy straszne rzeczy: wiele spalonych samochodów, wszystko zostało zbombardowane, wiele domów zostało zniszczonych. Jechaliśmy bardzo powoli, bo trudno było poruszać się po takiej drodze – mówi Plamir.
W Kijowie oddała dwa swoje koty w dobre ręce, a stamtąd udała się do Lwowa. W bezpiecznym miejscu za filiżanką kakao kobieta podekscytowana opowiada o horrorach i piekle, które rosyjskie wojsko wystawiło w Bucze.
„Wiele osób w zmarło. Nie mogę zrozumieć, dlaczego Rosjanie zabijają ludzi, dlaczego ludziom nie powinno się pozwalać żyć w pokoju. To nie są ludzie, to są demony. Nie rozumiem, co zabijają. Ukraińcy to dobry naród, dostałem tu dobrą pracę, bardzo dobrze potraktowali mnie ludzie, którzy nawet mnie nie znali. Ta wojskowa Katia mnie nie znała, ale zabrała mnie z Buczy do Kijowa, życzyła mi wszystkiego najlepszego, pomogła mi. Rosjanie czynią zło. Czego chcą od Ukraińców? Nie rozumiem. Są szaleni” – powiedział Plamir.
Plamir Yannapas opuścił już Ukrainę i jest teraz w bezpiecznym miejscu. Nie wiadomo, czy wróci na Ukrainę po zakończeniu działań wojennych.
***
Teraz, Hostomel, Irpin i sąsiednie osady pozostają niebezpieczne – mieszkańcy tych prykowskich miast i wsi proszeni są o nie wracanie do domu. Teraz specjaliści SES rozminowują tereny miast, a policja rejestruje zbrodnie wojenne popełnione przez Rosjan w obwodzie kijowskim.