Przez długi czas, od ośmiu dekad, nazwiska niemieckich dowódców nie stały się znane na całym świecie. Wiceadmirał Kaev-Achim Schoenbach, głównodowodzący (obecnie były) niemieckiej marynarki wojennej, zdołał naprawić ten stan rzeczy. Jego nazwisko było szczególnie głośne w Ukrainie, jednak towarzyszyły mu nie mniej głośne przekleństwa.
Co „stało się sławne” dla niemieckiego wicekróla? 21 stycznia, komentując na konferencji w Indyjskim Instytucie Studiów i Analiz Obronnych im. Manohara Parrikara konflikt rosyjsko-ukraiński, nazwał obawy Zachodu przed rosyjską inwazją w Ukrainę „nonsensem”. Rozwijając swoją opinię, Schoenbach wyjaśnił: „W rzeczywistości on (Putin – red.) chce być szanowany. I, mój Boże, okazywanie szacunku jest tak mało warte, że tak naprawdę nic nie kosztuje. Dość łatwo jest okazać szacunek, którego wymaga i prawdopodobnie na jaki zasługuje”.
Już owo uznanie „zasług” agresywnego rosyjskiego dyktatora wystarczyłoby do międzynarodowego skandalu. Ale wicemiral nie zatrzymał się i wezwał do pojednania z faktem, że Krym na zawsze pozostanie rosyjski. „Nie ma Półwyspu Krymskiego, nigdy nie wróci… to fakt” – powiedział Schoenbach.
Nagranie wideo tych wypowiedzi wiceadmirały trafiło do Internetu, a w ciągu kilku godzin Schoenbach stał się „gwiazdą YouTube”.
Honor i pochwała Bundeswehry i rządu niemieckiego w ogóle, zareagowali błyskawicznie: odcięli się od wypowiedzi wiceadmirała i natychmiast go zdymisjonowali. To w pewnym stopniu złagodziło konflikt, ale nie usunęło go całkowicie.
W pokucie tweet sam wiceadmiral wyraził żal z powodu swoich wypowiedzi. Zapewnił, że jego wypowiedzi na konferencji w Indiach odzwierciedlają jedynie jego osobistą opinię w tym czasie, a nie stanowisko Ministerstwa Obrony Republiki Federalnej Niemiec. „Nieostrożnie, źle oceniłem sytuację, nie powinienem był tego robić. Nie było tu nic do zinterpretowania, to był oczywisty błąd” – powiedział Schoenbach.
Można by wierzyć w szczerość tych wyrzutów sumienia, a także w to, że ta opinia jest charakterystyczna tylko dla niego, a nie dla szerokiego grona niemieckich wojskowych, polityków, osób publicznych itp., Gdyby nie ogólne stanowisko Berlina w kwestii rosyjskiej wielokrotnie potwierdzone przez działania. Od uniemożliwienia Ukrainie wygrania MAPY NATO na szczycie w Bukareszcie w 2008 roku do nowych bloków otrzymywania broni od zachodnich sojuszników.
Powstaje więc logiczne pytanie: czy reakcja władz niemieckich byłaby równie decydująca, gdyby wypowiedzi Schoenbacha nie były widziane przez cały świat? Czy nie stali się „nieostrożnymi” wylewającymi z rozmów, które są prowadzone na uboczu władz? A może po utracie stanowiska dowódcy Marynarki Wojennej nie otrzymał od Schoenbach kapitału startowego na dalszą karierę polityczną?
Śledząc niemiecką politykę i opinię publiczną, nie mogli nie zauważyć, że do niedawna Niemcy nie traktowali poważnie rosyjskiego zagrożenia. Co więcej, przez pewien czas (a mianowicie za prezydentury Donalda Trumpa) uważali, że Waszyngton ukrywa znacznie większe niebezpieczeństwo niż Moskwa. W końcu Rosja to ropa i gaz, czyli ciepło w domach i paliwo na stacjach benzynowych. Po co więc się kłócić, lepiej współpracować, wspólnie budować Nord Streamy.
Skrajnie lewicowe i skrajnie prawicowe partie niemieckie były szczególnie prorosyjskie. Na przykład antyimigrancka „Alternatywa dla Niemiec” śpiewała w zgodzie z Partią Lewicy o potrzebie przyjaźni z Rosją, o zniesieniu sankcji, o tym, że Ukraina jest sobie winna itp.
Prorosyjskie idee nie były obce pewnej części niemieckiej społeczności ekspercko-naukowej. W tym kontekście chcę opowiedzieć o jednym z naszych byłych współpracowników Romanie Dubasevichu. Pochodzi ze Lwowa i od dawna przeniósł się do Niemiec, obecnie pracuje jako profesor na Uniwersytecie w Greifswaldzie. Po kilku latach współpracy nasza publikacja musiała pożegnać się z nim na zawsze latem 2014 roku. Stało się to po tym, jak Dubasevich wysłał artykuł o wydarzeniach w Donbasie, w którym faktycznie relatywizuje zbrodnie rosyjskich agresorów, a także wzywa Ukraińców, aby nie stawiali oporu. Wszystkie tezy są oczywiście opakowane w opakowanie maksym, eufemizmów, odniesień do wypowiedzi teoretyków postmodernizmu i strukturalizmu. Ale z tego ich istota nie stała się mniej kapitulacyjna.
Nawet po Ilovaisk, MH-17, DAB, Debaltseva, Roman Dubasevich nie zmienił swojej pozycji. Do dziś się do niego stosuje, o czym świadczy jego niedawny post na Facebooku. Cytując fragment z niego:
Czy zatem balansowanie na krawędzi przepaści, niemal pewna perspektywa katastrofy, waży więcej niż ustępstwa, których oczekuje Rosja? I dlaczego Zachód, który lubi być oskarżany o ostrożność i „zdradę”, wydaje się oczywiście radzić sobie z tym niebezpieczeństwem znacznie lepiej niż kraj, który zostanie uderzony jako pierwszy? Geopolityczna neutralność Ukrainy, specjalny status Donbasu, a nawet pseudowybory wyglądają niezwykle boleśnie, niemożliwieśladami. Zwłaszcza na tle i tak już straszliwej ceny zapłaconej za wojnę w Donbasie i wsparcia dla cywilizowanej przyszłości Ukrainy. Jednocześnie: czy nie są one najodleglejszą reakcją, biorąc pod uwagę straszliwą cenę, jaką już zapłaciła Ukraina? Najlepsza lekcja z tragicznych wydarzeń do tej pory? Czy nie jest przejawem prawdziwej dojrzałości politycznej i europejskiej podmiotowości zdolność do zaakceptowania złożonego kompromisu? I czy to nie on da przynajmniej jakąś szansę na uniknięcie powtarzającego się masowego rozlewu krwi, załamania gospodarczego i społecznego? Do tak upragnionego zmniejszenia napięcia i powrotu do doskonałego normalnego stanu, do pokojowych spraw? Dlaczego skromna szansa na długoterminową, pokojową grę polityczną miałaby ważyć mniej niż gwarantowana katastrofa?
Podałem tak długi cytat, aby nasi czytelnicy zrozumieli, jak myśli pewne środowisko naukowe na Zachodzie, jakie myśli są następnie rzucane społeczeństwu. Stąd rosną nogi tej polityki ugłaskiwania agresora, wezwanie do „szacunku dla Putina”, do wszystkich ustępstw, których domaga się Rosja. I wtedy Niemcy mają bardzo jasny przykład ze swojej historii, do którego odwołują się z jakiegoś powodu tylko wtedy, gdy konieczne jest uzasadnienie współpracy z Rosją. I tylko do lat okupacji przez III Rzeszę ZSRR. Czy naprawdę w umysłach niemieckich polityków nie ma analogii z czasami przed II wojną światową i w pierwszych latach wojny?
W 1938 roku w Monachium mocarstwa zachodnie pocieszały się nadzieją, że Hitler zadowoli się Anschlussem Austrii i aneksją części Czechosłowacji, jak mówią, pozwolił mu ugasić apetyt. W 1939 roku Francja i Wielka Brytania nie przeszkodziły III Rzeszy w zajęciu Polski, no bo to zdecydowanie wystarczy, by Hitler był szczęśliwy. Stany Zjednoczone przez długi czas nie chciały interweniować w wojnę w Europie, dopóki nie zdały sobie sprawy, że wszystko nie będzie ograniczone do jednego kontynentu.
W pewnym momencie brytyjski politolog, pisarz, profesor Uniwersytetu Cambridge Anatole Lieven podczas jednego z okrągłych stołów podał następujące wyjaśnienie, dlaczego wielu na Zachodzie reaguje dość opieszale na rosyjską agresję w Ukrainie. „Nie walczyliśmy o Ukrainę w 2014 roku (jak w naszych czasach i o Gruzję), ale Rosja nie zajęła całkowicie południa i wschodu Ukrainy, chociaż mogła to łatwo zrobić. Pod hałasem rozwinęła się bardzo wygodna, niewypowiedziana umowa: nie chronimy tych, których atakuje Rosja, a Rosja nie atakuje tych, których będziemy chronić” – wyjaśnił profesor.
Tak jest, przynajmniej cynicznie, ale szczerze. Mówią, że Rosja atakuje różne Ukrainy, Gruzję, Białoruś, Mołdawię. Trochę im szkoda, możemy współczuć, ale nie będziemy ich bronić zbyt mocno, bo i tak nic nam nie grozi, Rosja nigdy nie przekroczy pewnej „czerwonej passy”. Czy tak jest naprawdę? Do tego dochodzą masowe cyberataki na portale rządowe w Niemczech, USA, Wielkiej Brytanii, zabójstwa polityczne w Salisbury, Londynie i Berlinie, podważanie składów amunicji w Czechach, porwania personelu wojskowego z estońskiego terytorium przygranicznego itp. Tak, nie osiągnęła jeszcze otwartej agresji przeciwko członkowi NATO, ale wszystko dzieje się po raz pierwszy. Co więcej, Kreml ma już duże doświadczenie w przeprowadzaniu „inwazji hybrydowej”, a na przykład w krajach bałtyckich, które są członkami NATO, jest wystarczająco dużo ludzi, którzy sympatyzują z Rosją i potrafią doskonale wykorzystać „mięso armatnie”.
Pomimo tego wszystkiego, co zostało powiedziane, wzywam naszych czytelników, aby w żaden sposób nie uważali Niemiec za naszego wroga. Ani otwarte, ani ukryte. Wystarczy przypomnieć, jak Berlin wspierał Euromajdan, jak ówczesny niemiecki minister spraw zagranicznych Gido Westerwelle nie tylko odwiedził mieszkańców Majdanu, ale zorganizował bezpośrednią aktywację na pierwszym niemieckim kanale, podczas której wezwał cały świat zachodni do pomocy Ukraińcom poszukującym wolności i demokracji. Niemcy chętnie przyjmowały rannych żołnierzy Majdanu i bojowników ATO na leczenie, przekazywały milionowe dotacje na wsparcie procesu reform w Ukrainie. Angela Merkel zdecydowanie broniła sankcji wobec Rosji za aneksję Krymu i agresję w Donbasie. Moskwa wciąż nie może wybaczyć byłej kanclerz, że nie dopuściła do realizacji przez Rosję planu realizacji porozumień mińskich, które obejmowały realizację najpierw części politycznej, a dopiero potem bezpieczeństwa.
Dlatego akcja antyamerykańska, taka jak Danke, Frau Ribbentrop! Nie ma potrzeby organizowania czegoś podobnego nawet teraz, bez względu na to, jak oburzamy się na stanowisko Berlina pod rządami kanclerza Olafa Scholza. Chociaż nadal konieczne jest krytykowanie niemieckich przywódców, jest to konstruktywne i bez obelg. Udowodnić im, że polityka ustępstw prowadzi do ślepego zaułka. Że Moskwa rozumie tylko język siły, a ustępstwa postrzega jako słabość przeciwnika i zachętę do dalszej presji. To, że „okazywanie szacunku” Putinowi jest w rzeczywistości drogie, jest niewiarygodnie kosztowne, zwłaszcza, że na to nie zasługuje.
Niedawno w facebookowym sporze z jego przyjaciółmi spotkałem się z ciekawą metaforą: Niemcy w opisywanej sytuacji powinny być postrzegane jako dobry glina, a złym gliną są Stany Zjednoczone lub Wielkii Wielkiej Brytanii. Ci ostatni wygłaszają twarde oświadczenia przeciwko Moskwie, dostarczają broń w Ukrainę, a Niemcy pokazują Rosji pewną dobrą wolę. Ale zarówno źli, jak i dobrzy próbują osiągnąć wspólny cel – uspokoić przestępcę, którym w tym przypadku jest Rosja.