Nieuznawany prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka powiedział, że przekazał Zatrzymanym najemnikom rosyjskiej prywatnej kompanii wojskowej Wagnera (PMC) Rosji na prośbę samych najemników. Jednocześnie o przybyciu bojowników poinformowały go białoruskie służby specjalne, a nie ukraińskie czy białoruskie. Stało się to po tym, jak przekroczyli białoruską granicę, powiedział Łukaszenka w wywiadzie dla amerykańskiego kanału telewizyjnego. Cnn.
Nazwał też absolutnym kłamstwem, że o przybyciu „wagnerowców” Łukaszenki powiadomił ktoś z ukraińskiego rządu.
„Ani ukraiński rząd, ani prezydent Ukrainy mnie nie poinformowali. Zostałem poinformowany przez moje własne służby wywiadowcze. Komitet Bezpieczeństwa Państwowego, który kontrolował ścieżkę „Wagnerian” od granicy do hotelu i w przeciwnym kierunku. Nikt ani z Ukrainy, ani z Rosji nie zadzwonił do mnie w tej sprawie” – podkreślił samozwańczy prezydent Białorusi.
Według jego słów, kiedy bojownicy zameldowali się w hotelu, Łukaszenka wydał rozkaz ich zatrzymania. Następnie zarówno Rosja, jak i Ukraina zwróciły się o ekstradycję „Wagneritów”. Twierdzi, że następnie zaprosił swojego najstarszego syna Victora, który w tym czasie pracował jako asystent prezydenta ds. Bezpieczeństwa narodowego, i wysłał go do zatrzymanych, aby zapytać, dokąd chcą się udać. W odpowiedzi wszyscy bojownicy, w tym kilku Ukraińców, powiedzieli, że chcą wrócić do Rosji, po czym syn Łukaszenki zabrał ich autobusem do granicy.
Przypomnijmy, że prywatna firma wojskowa Wagnera jest nieoficjalną organizacją wojskową, która nie wydaje się być częścią regularnych sił zbrojnych Rosji i nie ma statusu prawnego na jej terytorium. Jednak Służba Bezpieczeństwa Ukrainy wielokrotnie podkreślała, że nie jest to tylko prywatna armia, ale jedna z jednostek w służbie wywiadowczej rosyjskiego Ministerstwa Obrony. Uczestnicy tej kompanii brali udział w wojnie w Donbasie, a także w Syrii.
29 lipca 2020 r. na Białorusi zatrzymano 33 obcokrajowców, którzy okazali się bojownikami PMC Wagnera. Przybyli z Rosji i osiedlili się w sanatorium pod Mińskiem. Później zostały zwrócone do Rosji.
Ukraiński dziennikarz Jurij Butusow powiedział wówczas, że była to operacja ukraińskich służb specjalnych, ale zepsuła się z powodu ulewy w Kancelarii Prezydenta. Ukraińskie władze temu zaprzeczyły.
Obecnie sprawa rzekomej operacji specjalnej z „Wagnerianami” jest badana przez tymczasową komisję śledczą Rady Najwyższej. Dowiedziała się już, że SBU próbowała zwabić „Wagneritów” na Ukrainę, ale przymusowe lądowanie samolotu w Kijowie nie było planowane – musieli zostać zatrzymani w Turcji. Według VSK specjalne wydarzenie przygotowane przez SBU zepsuło się z powodu pandemii koronawirusa (samolot leciał nie z Moskwy, ale z Mińska), a także z powodu sytuacji politycznej na Białorusi, gdzie szalały protesty przeciwko władzom Łukaszenki.